Staliśmy w
tłumnym holu lotniska, ja i Cesc. Czekaliśmy na przylot samolotu z
Londynu. Zaraz ujrzymy naszą przyjaciółkę Gabrielę z roczną
Dalią na ręku, naszą małą chrześnicą. Pierwszy zobaczyliśmy
ją gdy miała trzy tygodnie, gdy polecieliśmy do Anglii by zostać
jej rodzicami chrzestnymi.
- Kiedy one przylecą? – jęczał
Cesc, drepcząc w miejscu.
- No przestań, zaraz ich zobaczysz.
– zaśmiałam się, a wtedy rozbrzmiał damski głos w głośnikach,
informujący wszystkich, że samolot z Londynu właśnie wylądował.
– No widzisz. – kiwnęłam głową, a ten jakby się trochę
wyluzował.
Po kilku minutach z jednego z
korytarzy zaczęli wychodzić ludzie, jak się okazało właśnie z
tego lotu, ponieważ między nimi wypatrzyliśmy nasze dwie kochane
Solis.
- Moje kruszynki! – zawołał Cesc
i pierwszy je wyściskał, a zaraz ja.
- Nawet nie wiesz jak się cieszymy,
że was widzimy. – uśmiechnęłam się szeroko.
- My tak samo. – odpowiedziała
Gabriela, a Dalia zawtórowała jej wesołym gaworzeniem. Cesc wziął
bagaże dziewczyn i ruszyliśmy na parking, do jego samochodu.
Jakieś pół godziny później
byliśmy już w domu Fabregasa, gdzie czekały na nas dwie ukochane
naszego przyjaciela, Daniella i ich córka Lea.
Dziewczynki od razu zaczęły się
wspólnie bawić w kojcu, a my mogliśmy usiąść i na spokojnie
porozmawiać. Chwilę później dojechał i David, który był
pożegnać się z dziewczynkami, bo Patricia chce je zabrać na
prawie trzy tygodnie do Włoch, na wakacje. Wrócą przed samym
ślubem.
Siedzieliśmy tak do późna,
dziewczynki już spały, a nasi panowie też już powinni. Bowiem
jutro po południu wylatują na zgrupowanie reprezentacyjne. Nie
zobaczymy ich przez najbliższy tydzień.
- Będziemy się już zbierać. –
zakomunikowałam.
- Już? – zapytała zdziwiona
Dani, a później spojrzała na zegarek.
- No już, już. Ja muszę się
nacieszyć moją przyszłą żoną, przed tygodniową rozłąką. –
zaśmiał się Villa.
- Kurczę, faktycznie. –
zreflektował Cesc i spojrzał roześmiany na swoją partnerkę.
Pożegnaliśmy się z trójką i
wyszliśmy z domu Fabregasa. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w
drogę.
- Wiesz co, cieszę się, że
Gabriela przyleciała wcześniej. – powiedziałam w pewnym
momencie.
- To widać. – uśmiechnął się.
– Zauważyłem pewną rzecz. Im Dalia staje się starsza, tym
bardziej zalatuje mi z wyglądu do Busquetsa.
- Wiem David, też to widzę, ale
nie powiem o tym przy Gabi. Nie wiem jakby zareagowała, bo jakby nie
patrzeć to coś do niego czuła… Może i nadal czuje… Muszę z
nią o tym poważnie porozmawiać. No przecież oni tak fajnie razem
wyglądali. Że też musieli się rozejść. – mówiłam.
- Kochanie, coś mi się zdaje, że
mamy powtórkę z rozrywki. – zaśmiał się, spoglądając na mnie
i zatrzymując samochód na światłach.
- To znaczy? – nie rozumiałam.
- Znów to przeżywasz, tak jak te
dwa lata temu. – chwycił moją dłoń i ucałował jej wierzch.
- Co ja na to poradzę? To moja
przyjaciółka i się o nią martwię. – zajęczałam.
- Wiem Kat, kocham cię za ten twój
optymizm i martwienie się o cały świat. – zaśmiał się, za co
oberwał ode mnie z łokcia.
Następnego dnia spotkaliśmy się
wszyscy w domu mojego brata. Dalia i Lea bacznie obserwowały swojego
trochę starszego kolegę, który zaczynał już chodzić. Mały
Bryan Pedrito Rodriguez to mój pierwszy chrześniak, syn mojego
brata i Caroliny, którzy w zeszłym roku zaskoczyli wszystkich i
zorganizowali wesele niespodziankę. Ściągnęli do małego
kościółka małą liczbę gości, tych najbliższych i złożyli
sobie przysięgę małżeńską w obecności świadków, księdza i
Boga. Długo siedzieliśmy, ale w końcu nadszedł czas by David,
Pedro i Cesc pojechali na miejscowe lotnisko, gdzie mieli
zarezerwowany szybki lot do Madrytu. Padło na to, że ja ich
odwiozę, a dziewczyny zostaną z pociechami w domu.
Zapakowaliśmy się wszyscy do
samochodu Villi i pojechaliśmy na lotnisko. Tam przywitałam się z
wszystkimi reprezentantami Hiszpanii z barcelońskiego klubu, a
przyznam, że trochę ich jest. Trener Del Bosque już na
Mistrzostwach Świata 2014, które oczywiście wygrali, zaufał
młodej krwi z Katalonii. Teraz Tello, Bartra, Montoya i Alcantara to
podstawa w kadrze hiszpańskiego trenera.
Zauważyłam też Sergio, a obok niego
ta wytapetowana lalka, która na każdym kroku musiała się do niego
kleić. To było już nie tyle nudne, co niesmaczne. Odkąd Gabi
wyjechała do Londynu, Katalończyk często zmieniał partnerki, ale
każda była coraz gorsza. Co ma teraz? Pustą, blondynkę, lecącą
na jego pieniądze, interesującą się sławą, która od czasu do
czasu zaspokoi jego potrzeby seksualne.
W końcu chłopaki dostali
informację, że ich samolot już czeka na pasie startowym. Najpierw
pożegnałam się z Ceskiem, później z bratem, a na końcu wpadłam
w mocne ramiona mojego narzeczonego.
- Będę trzymać za ciebie mocno
kciuki, żebyś strzelił dużo goli. – uśmiechnęłam się i
musnęłam jego usta swoimi.
- Więc każdy gol zadedykuję
tobie. – pocałował mnie w czubek nosa. – Pa, mój ty Kocie. –
wbił się zachłannie w moje usta i po chwili już doganiał swoich
przyjaciół, idących w stronę tunelu. Pomachałam im jeszcze i
poczekałam na moment gdy znikną już całkiem z mojego pola
widzenia.
Siedzieliśmy w samolocie.
Lecieliśmy już całą reprezentacją do Urugwaju, na towarzyski
mecz. Zebraliśmy się w małą grupkę i siedzieliśmy w jednym
miejscu. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy.
- Za chwilę wylądujemy i od
razu musimy pędzić na trening, a dziewczyny sobie tam leniuchują w
Barcelonie. – wyjęczał Pedro.
- Cztery kobiety z dziećmi, bez
mężczyzn… Co one tam robią? – rozmyślał Cesc, leżąc wbity
w swój fotel z nogami wyłożonymi na miejsce przed nim.
- Wyobraź sobie, że one mają
co tam robić bez nas. Ploty, zakupy i tak dalej. – zaśmiałem
się.
- No, ale zaczekajcie… -
wtrącił Andres. – Kathy, Carolina i Dani. Która czwarta? –
zapytał.
- Gabriela. – palnął bez
namysłu Cesc, a Sergio, siedzący obok mnie, od razu podniósł
wzrok i spojrzał dookoła, na każdego z nas. Nagle zakasłałem.
Pedro wstał i powiedział, że musi do toalety.
- Cesc, ciebie chyba Geri wołał.
– powiedziałem. Wstał i poszedł na początek samolotu, gdzie
siedział Pique. Ja również ulotniłem się i wróciłem na swoje
miejsce, obok Torresa. Po chwili tuż obok pojawił się Busquets i
stanął nade mną.
- Gabi jest w Hiszpanii? –
zapytał.
- A wyobrażasz sobie ślub Kathy
bez jej najlepszej przyjaciółki? – odpowiedziałem pytaniem na
pytanie.
- No nie… - zaciął się.
Opuścił głowę i wrócił na swoje miejsce. Widać było, że w
tym momencie był bardzo, ale to bardzo zamyślony.
_________________________________________
Zaczęłyśmy drugą serię, która mamy nadzieję, że również Wam się spodoba :)
Skończyłam pisać testy. Powiem tak - mogło być lepiej.
Komentujcie!
świetny rozdział :> no ja już chcę spotkanie Gabi z Sergiem, bo ono na pewno będzie ciekawe :D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGabi i Sergio - ciekawe kiedy się spotkają. To będzie ciekawe ;p Ciekawe, jak to się ułoży :) czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńzacznijmy od tego, że bardzo ale to bardzo jaram się drugą częścią ♥ Po pierwsze nie chcę Cie poprawiać czy coś, ale córka Fabregasa to Lia, a nie Lea :) A po drugie nie mogę doczekać się spotkania Gabi z Sergiem :O <3 Do następnego!
OdpowiedzUsuńBoskie *.* juz nie moge doczekać sie następnego! Fabsiu jak zwykle misia cos palnąć :D zapraszam do mnie: http://czekajac-na-lepsze-chwile.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTAK! Gabi wróciła! Ah, jak ja kocham Cesc'a za jego pomyślunek. Ja już chcę spotkanie Gab i Sergio! Dodawajcie szybko kolejny. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńDomowe przedszkole haha :D Trochę tych dzieci się im uzbierało.. Czekamy jeszcze na Kat i Davida! No, Sergio teraz ma naprawdę o czym myśleć, skoro Gabi wróciła. Czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że Gabriela wróciła do Barcelony. Ciekawa jestem, jak przebiegnie jej pierwsze spotkanie po tak długim czasie z Sergio i czy powie mu, że Dalia jest jego córką...
OdpowiedzUsuńO mamuniu. Świetnie. Nie mogę doczekać się kolejnego odcinka. :D
OdpowiedzUsuńSergio myśli !
OdpowiedzUsuńNowość !
Może jeszcze się domyśli, że jego córką jest Dalia, kiedy któryś znowu wsypie Gabi ..
Oni jak już coś wiedzą to muszą wypaplać hahaha