wtorek, 26 lutego 2013

8. You're my angel

Wszyscy spędziliśmy tą noc w hotelu, w którym były zorganizowane urodziny Busquetsa. Rano do domu odwiózł mnie David, z którym praktycznie spędziłam cały wieczór i noc. Bez skojarzeń! Rozmawialiśmy, tańczyliśmy i wygłupialiśmy się, a co najważniejsze, poznawaliśmy się. W pewnym momencie, pewnie też za sprawą procentów, oboje się otworzyliśmy i opowiedzieliśmy sobie o naszych nieudanych związkach, ja o Aaronie, a Villa o byłej żonie. Mnóstwo usłyszałam też o dziewczynkach i o tym, jak kocha piłkę nożną. Opowiadaliśmy o sobie.
- Dziękuję za odwiezienie i za wczorajszy wieczór. – uśmiechnęłam się do bruneta, który właśnie podjechał na podjazd willi mojego brata.
- Nie ma sprawy. – odpowiedział. – Ja też miło spędziłem ten czas.
- Dziękuję i do zobaczenia. – zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
- W takim razie do jutra. – odpowiedział, gdy wysiadałam z jego samochodu. Pomachałam mu jeszcze i odjechał. Jutro wielki dzień, a mianowicie, mój pierwszy raz w pracy na Camp Nou, a chłopaki mają pierwszy trening i badania na nowy sezon.
Gabi wróciła wcześniej z Pedro i Caroliną. Weszłam do domu. Przywitała mnie cisza, więc obstawiam, że cała trójka śpi po takiej nocy. Jednak po chwili z kuchni dobiegł mnie dźwięk, zamykającej się lodówki, a z pomieszczenia wyszedł Pedro, w samych spodniach od dresu, przyssany do butelki z wodą mineralną.
- Dobrze, że już jesteś! Muszę ci sprzedać newsa! – zawołał jak tylko mnie zobaczył.
- Zamieniam się w słuch. – zaśmiałam się, siadając na kanapie w salonie.
- Wczoraj gdy szukałaś Gabrieli… Znalazłem ją i kazałem iść przed hotel. – zaczął.
- No tak, i? – nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Znalazłem ją w pokoju hotelowym, nie samą… Z Sergio. Wiesz co robili? – mówił.
- No chyba nie… - odchrząknęłam z szeroko otwartymi oczami.
- Nie! – zareagował natychmiastowo brunet. – Całowali się. – szepnął.
- Serio?! – wyszczerzyłam się i zerwałam z miejsca.
- Gdzie ty idziesz? – zdziwił się mój brat.
- No jak gdzie?! Do niej! – odpowiedziałam i pobiegłam na piętro. Wpadłam do jej pokoju. Smacznie spała, otulona w kołdrę, w białej pościeli. O nie, tak dobrze to jej nie będzie. Podeszłam do jej łóżka i chwyciłam za kołdrę, pociągnęłam ją w swoją stronę, odsuwając się przy tym. Gabi, razem z pościelą sturlała się na ziemię.
- Zwariowałaś?! – zawołała, nagle się budząc.
- No chyba ty! Całowałaś się z Sergio i ja nic nie wiem! – pisnęłam, podając jej dłoń, by pomóc jej się podnieść.
- Skąd wiesz? – zrobiła wielkie oczy, a ja po prostu stanęłam z założonymi rękami i ciągle patrzyłam na nią podejrzliwie. – Gadaliśmy, piliśmy i znów gadaliśmy, no i od słów przeszło do czynów. Procenty zawirowały i bum! Zaczęliśmy się całować! – rozłożyła ręce. – A tobie powiedział Pedro? – dodała. Skinęłam głową, nie zmieniając swojej postawy, ale długo nie wytrzymałam, wyszczerzyłam się i przytuliłam mocno do niej.
- To mogę być druhną na waszym ślubie? – zażartowałam.
- Spadaj! To NIC NIE ZNACZYŁO! – zaczęła się bronić z naburmuszoną miną.
- Dobra, dobra. Idź dalej spać. – rozmierzwiłam jej włosy i roześmiana wyszłam z jej pokoju.
- Ale naprawdę nic to nie znaczyło! – usłyszałam jeszcze jej głos.


Związałam włosy i ostatni raz spojrzałam do lustra. Miałam na sobie swoje czarne trampki, wygodne jeansy oraz służbowy T-shirt, bordowy z niewielkim granatowym herbem na lewej piersi. Jestem przyzwyczajona, że w pracy ma mi być wygodnie, a strój nie może mi krępować ruchów, a tradycyjnego uniformu masażysty wprost nienawidzę!
Chłopaki w tym momencie mieli kończyć taki pierwszy mini trening po wakacjach, a za pół godziny mieliśmy wystartować z badaniami, a wtedy już kitel muszę założyć. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, uchyliły się i do środka zajrzał brunet, charakteryzujący się swoim przecinkiem pod ustami.
- Cześć, można? – zapytał z uśmiechem.
- Pewnie, wchodź.
- Wszyscy się cieszymy, że tu pracujesz. – uśmiechnął się, siadając na rogu łóżka do masażu, a ja oparłam się o biurko.
- Ja jeszcze bardziej. Mogę pracować w swoim zawodzie, a na dodatek we wspaniałej atmosferze, z ludźmi których znam nie od dziś. – uśmiechnęłam się praktycznie sama do siebie. David wtedy ciężko westchnął. – Co się dzieje? – zapytałam, spoglądając na niego pytająco.
- Martwię się tymi dzisiejszymi badaniami. – westchnął. – Co jeżeli będzie coś nie tak? Mam już swoje lata, a poza tym… - mówił, ale mu przerwałam.
- David! Nie masz o co się martwić. Posłuchaj, Jose, Xaviemu, Victoriwi, Carlesowi i Ericowi też już stuknęła trzydziestka i się tym tak nie zadręczają, a co najważniejsze, wasz nowy trener liczy na ciebie. – podeszłam do niego.
- No, ale… - zaczął, a ja znów weszłam mu w słowo.
- Nie ma żadnego ale. Taki spięty i zdenerwowany na pewno dużo z siebie dasz. – zakpiłam, przewracając oczami. – Ściągaj koszulkę i kładź się. – powiedziałam.
- Co proszę? – zapytał lekko rozbawiony.
- Będziesz moim pierwszym pacjentem tutaj. – uśmiechnęłam się. – Połóż się i pomysł o czymś przyjemnym.
Zrobił to co powiedziałam. Podeszłam i zaczęłam robić swoje. Jego ciało i mięśnie były naprawdę spięte.

- Jesteś aniołem z boskimi dłońmi. – powiedziałem, dosłownie czując się jak w niebie, na co ona odpowiedziała śmiechem.
Tego mi było trzeba, odprężenia się. Od wczoraj zadręczałem się myślami na temat tych badań. O niczym innym nie myślałem. Rozmowa z młodą Rodriguez mi pomogła, no i teraz ten masaż… Miałem ochotę zadać jej jedno pytanie, ale nie wiedziałem co odpowie. Zaryzykuję.
- Poszłabyś ze mną na weselę mojej siostry?- przez chwilę zwolniła swoją czynność, ale się nie dziwię, mnie takie pytanie też by zaskoczyło. – Praktycznie to obu sióstr… Aida wychodzi za mąż za dwa tygodnie, a Elsa za półtora miesiąca. Mama mówi, że to rok wielkich wydarzeń. Mój rozwód i wesela dziewczyn. – paplałem. – To jak? – zapytałem niepewnie.
- Chyba tak. – odpowiedziała, a ja wyobraziłem sobie jej śliczny uśmiech.
- Dziękuję. – odrzekłem.

Do sali badań wchodziliśmy piątkami, kolejno, zgodnie z naszymi numerkami na koszulkach. Przekroczyłem próg, wspólnie z Xavim, Andresem, Alexisem i Leo. W środku była już Katherina, stała przy bieżni, przy monitorze z pomiarami. Podniosło mnie na duchu, to że tu jest. Nie denerwowałem się tak. Pierwszego na bieżnię wysłali mnie. Kathy zajęła się przyczepianiem białych przyssawek do mojej klatki piersiowej i podłączaniem mnie do tej całej aparatury. Robiąc to, była delikatna, a co chwila spoglądaliśmy na siebie i uśmiechaliśmy się.
Po wszystkim sztab zarządził krótką przerwę, a ja zwróciłam się go głównego lekarza. Zapytałem o wyniki, a ten się zaśmiał i poklepał po ramieniu.
- Panie Villa, ma pan zdrowie i kondycję, jakiej nie jeden młodzik pozazdrościł by panu w wieku trzydziestu lat.
Ucieszyłem się niezmiernie po tych słowach. Wyleciałem z gabinetu cały w skowronkach. Akurat na korytarzu stała Katherina.
- Jest wszystko w porządku. – uśmiechnąłem się i mocno do niej przytuliłem.
- A nie mówiłam? – zaśmiała się.
- Ej, co to za czułości? – usłyszeliśmy głos Fabregasa. – Ja też tak chcę! – zawołał i przytulił się do naszej dwójki. 
______________________________
 Taka fajna scenka z Kat i Davidem ^^ Jedna z moich ulubionych :) 
A tak właściwie, to zaraz zmykam na meczyk! Haa! Visca el Barca <333 

wtorek, 19 lutego 2013

7. The happiest moment.



Katherina ledwo wróciła do domu, kiedy rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i w duchu się uśmiechnęłam. Zobaczyłam równie uśmiechniętego w progu Sergia.
- Część Jest może Katherina? Mam do niej sprawę – powiedział.
A więc  przyszedł do niej… Szkoda.
- Tak, jest. Zaczekaj w salonie – rzuciłam do niego i katem oka dostrzegłam jak siada na kanapie. Udałam się do przyjaciółki, by poinformować ją o gościu, który na nią czeka. Odpowiedziała, że zaraz zejdzie a ja schowałam się w pokoju, przeglądając gazety z ogłoszeniami odnośnie pracy. Wypadało by coś wreszcie sobie znaleźć.
Nie minęło dziesięć minut a w pomieszczeniu zjawiła się Katherina z Sergiem. Spojrzałam na nich pytająco.
- Słuchaj – odezwała się brunetka – Sergio chce zorganizować urodziny, ale jak każdy w tym kraju wie, jest kiepskim organizatorem – w tym momencie wybuchłam śmiechem, jak zobaczyłam minę bruneta – I poprosił mnie o pomoc, ale ja nie mam czasu… A wiec tu jest pytanie do ciebie… - zauważyłam jak szturcha go w ramię.
- Chciałabyś się zająć organizowaniem moich urodzin? – spytał lekko speszony i podrapał się po głowie, uśmiechając się.
- Nie ma sprawy. I tak nie mogę znaleźć pracy, więc z chęcią ci pomogę – odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem na twarzy. Kąciki jego ust jeszcze bardziej poszły w górę, po czym podał mi listę gości na dużej kartce. Wybałuszyłam oczy, patrząc na nazwiska po czym pocałował mnie w policzek, żegnając się ze mną a potem z Kat.
Ta puściła mi tylko oczko i zniknęła z mojego-tymczasowo- pokoju. A więc zrobiła to specjalnie!
Nie wiedziałam jak się za to wszystko zabrać. Chciałam wymyśleć coś oryginalnego, tak by Sergio zapamiętał ta imprezę do końca swoich dni. No może ewentualnie o jeden dzień dłużej…
- Katherina! – krzyknęłam prawie na cały dom, wychodząc ze swojego pomieszczenia.
- Co? – odpowiedziała, wychylając się  z łazienki.
- Znasz tu w pobliżu jakiś  hotel z basenem, który dałoby się wynająć?
- Oczywiście! Pojedziemy tam, jak tylko wezmę prysznic. – uśmiechnęła się i zamknęła w łazience.
No to jedna rzecz prawie z głowy. Teraz jakieś zaproszenia.
Hotel ‘ Nubes ‘  na całe szczęście można było wynająć na praktycznie dwa dni. Nie chcieli dużo pieniędzy a dodali, że jak skorzystamy z ich cateringu to będzie jeszcze taniej. Jak mogłam odmówić? Kolejna sprawa z głowy.
- To będzie fantastyczna impreza urodzinowa – zachwalała Kat i udałyśmy się do sklepu w celu zakupienia zaproszeń.
- Miło mi to słyszeć - zaśmiałam się i obie weszłyśmy do papierniczego. Zakupiłyśmy przeszło pięćdziesiąt zaproszeń!
Wróciłyśmy do domu i Kat prawie od razu wyszła, w sprawie  naszego nowego mieszkania, za którym się aktualnie rozglądałyśmy.  Ja wzięłam się za uzupełnianie zaproszeń.
Po mniej więcej godzinie czasu, strasznie rozbolała mnie ręka od tego pisania. A byłam dopiero w połowie! Zeszłam na dół do kuchni by zrobić sobie herbatę, kiedy do domu weszła Carolina, Kat i na końcu Pedro.
Zaczęłam rozmawiać z ciężarną w salonie, pytając się czy nie chce nic do picia.
- Proszę, nie bądź taka jak Pedro! Mam już dość tych pytań! – powiedziała nerwowo, a ja spojrzałam się na nią lekko zdzwiona.
- Przepraszam Gabriela, ale  Pedritto cały czas się pyta i pyta. Dosłownie co sekundę i po prostu wymiękam- od razu usprawiedliwiała się.
- Nic się nie stało – odpowiedziała uśmiechnięta. Poniekąd ją rozumiałam.
- A teraz ja wam coś powiem! – powiedziała Katherina po czym skupiła na sobie wzrok wszystkich domowników.
- Znalazłaś  mieszkanie? – wypaliłam ni stąd ni z owąd, co spotkało się z krzywym spojrzeniem Pedra.
- Nie, znalazłam prace! – powiedziała entuzjastycznie – To znaczy, David mi powiedział o wolnym stanowisku, bo na własnego brata w tej sprawie nie można liczyć – powiedziała wymownie, na co oburzył się  zawodnik Barcelony. – A więc, zostałam nową fizjoterapeutką  w FC Barcelonie! – wyszczerzyła się brunetka.
- Zapomniałem, że ta nasza jest w ciąży i niedługo odchodzi. Wybacz siostra – Pedro wstał i przytulił się do niej.
- Wybaczam- zaśmiała się.

Minęły dwa dni a ja już miałam wszystko gotowe. Nie mam pojęcia jak Sergio mi się odwdzięczy.  Zaczyna boleć mnie brzuch a to oznacza tylko jedno. Nie skorzystam z głównej atrakcji imprezy jaką będzie basen! No po prostu genialnie! Stanęłam przed swoją szafą i starałam skomponować sobie strój na wieczór. Głowiłam się chyba z godzinę, kiedy wreszcie wybrałam : czarne rurki, beżowa koszulka na ramiączkach i do tego ewentualnie sweterek tego samego koloru. Buty na koturnie oczywiście.
Jest źle… Coraz bardziej boli mnie brzuch…

Nadszedł wieczór. Stałam przy wejściu do hotelu i pilnowałam by wszystko dobrze przebiegało. W końcu byłam organizatorką. Kiedy wszyscy goście już przyszli, z sali balowej na parterze, przeszliśmy nad basen pod gołym niebem. Noc była wręcz wymarzona na taką imprezę.
Wszyscy chórem wyśpiewaliśmy sto lat  naszemu solenizantowi, a potem zaczęło się picie na całego. Katherina zniknęła gdzieś w towarzystwie piłkarzy, a właściwie to jednego – Davida Villi!.
Koło dwudziestej trzeciej prawie połowa gości była już tak pijana, że trzeba było ich odtransportować do wynajętych pokoi. A więc dobrze, że o wszystkim pomyślałam.
Kiedy ponownie przyszłam nad basen , piłkarze Azulgrany wpadli na bardzo „inteligentny” pomysł. Mianowicie postanowili mnie wrzucić do basenu (jako że tylko ja się w nim nie zamoczyłam). No i tak zrobili, chociaż ja się kategorycznie sprzeciwiałam. Nie zrozumieli tego, że nie mogę. U nich takie słowo chyba nie istnieje. Stwierdzili, że ja jako organizator wręcz muszę się wykąpać, gdyż to naprawdę świetnie zorganizowana impreza.
Cała mokra, udałam się do ostatniego wolnego pokoju na parterze. Zaczęłam suszyć się ręcznikami i suszarką. Byłam tak cholernie zła, że miałam ochotę ich wszystkich pozabijać!
Nie minęło dwadzieścia minut, a ktoś zapukał do drzwi. Z ręcznikiem na głowie, otworzyłam i trochę się zdziwiłam tym, kogo w nich zastałam.
Zobaczyłam w nich Sergio Busquetsa, całkowicie  trzeźwego. Kto by pomyślał, że spotkam solenizanta prawie nie upitego.
- Przeszedłem do ciebie, bo z tobą jeszcze dziś nie rozmawiałem ani nie wypiłem – zaśmiałam się jak zza siebie wyciągnął butelkę whiskey. Rozlał ją w szkła, które znajdowały się w hotelowym barku i oboje usiedliśmy na jednym z łóżek.
Parokrotnie podkreślał jak to jest mi wdzięczny za tą organizację. Przepraszał mnie również kilka razy za swoich kolegów, ale jak zaznaczył – nie chcieli źle.
Naprawdę dobrze nam się rozmawiało. Nie liczyliśmy czasu. Nam obojgu było dobrze w swoim towarzystwie. Kiedy obaliliśmy butelkę, Sergio zbliżył się do mnie. Dzieliło nas raptem kilka centymetrów. Patrzał mi prosto w oczy, po czym założył mi jeden niesforny kosmyk włosów za ucho.  Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej  po czym poczułam jego rozgrzane wargi na swoich. Już nie liczyła się impreza. Nie liczyła się już ilość alkoholu jaką wypiliśmy. Liczyło się tu i teraz.
Nie wiem ile się całowaliśmy, ale ten magiczny moment musiał nam ktoś przeszkodzić.
- Gabi? – usłyszałam znajomy głos, po czym odsunęłam się od Busquetsa.
Spojrzałam na próg pokoju i zobaczyłam w nich Pedra.
- Katherina cię szuka. Chciała się dowiedzieć czy już wracasz.
- Powiedz jej, że tak. Niech czeka na mnie przed wejściem do hotelu za dziesięć minut.
____
Dwie strony z haczykiem :)
Mam nadzieję, że się podoba ^^

wtorek, 12 lutego 2013

6. Day after day

Gabi i Sergio? Czemu nie. Busquets to był fajny facet i jakby tak się przyjrzeć z boku, to pasowali do siebie, a jeżeli Gabriela twierdzi, że dobrze się im rozmawiało, to jeszcze lepiej. Ale ja i David? Moja przyjaciółka twierdzi, że to dobry pomysł. Przyznaję, że to fajny facet, fajnie się z nim rozmawia, rozumiemy się i jest przystojny, ale czy jest dla mnie?
Po porannej rozmowie z Gabrielą nie mogę przestać myśleć o piłkarzu.
Gerard z Sergio z racji, że zostali, zaczęli pomagać nam sprzątać. Carolina zaczęła znosić szklanki do kuchni, kiedy Pedro ją dorwał i odprowadził na fotel, mówiąc, że musi na siebie uważać, na co blondynka wybuchła śmiechem.
    - Kochanie, to dopiero początek drugiego miesiąca. Czuję się wspaniale! Nie rób ze mnie kaleki! Mogę sprzątać. – odpowiedziała, natychmiastowo wstając.
    - Ale masz na siebie uważać, no! – zajęczał.
    - Dobrze tatusiu! – zawołała, wracając do kuchni. Cała reszta, czyli ja, Gabi, Sergio i Gerard, przyglądając się temu wszystkiemu nie, mogliśmy powstrzymać śmiechu. Mój brat za dobrze wcielił się w rolę przyszłego ojca.
    - Stary, kobiecie w ciąży nie przegadasz, nie da się. Zawsze musi postawić na swoim. Coś o tym wiem. – zaśmiał się Pique.
    - Shakira aż tak daje ci w kość? – śmiała się Gabriela.
    - Nie nazwałbym tak tego, ale jest bardzo uparta, szczególnie teraz. – sprostował obrońca. Wróciliśmy do sprzątania. W pewnym momencie w salonie została sama Gabriela z Sergio.
Wyszłam z kuchni, ale przystanęłam na progu, opierając się o drewnianą framugę. Nie zauważyli mnie, więc zaczęłam ich obserwować. Śmiali się i dogryzali sobie zabawnie nawzajem. W pewnym momencie sięgnęli po poduchy z kanapy i zaczęli się nimi okładać. Samowolnie się uśmiechnęłam. W tym momencie stanął za mną Pique i szepnął.
    - Ja ci mówię, coś z tego będzie.
    - Pasują do siebie. – zaśmiałam się.
    - Przerwę im tą wspaniałą sielankę. – Gerard zabawnie poruszył brwiami. – Ej, Sergio! Już jest posprzątane. Zabierasz się ze mną?
    - Najpierw muszę wygrać bitwę na poduszki. – zaśmiał się.
    - Jak dzieci! – obrońca podszedł do nich i zabrał im ich bronie. – Sergio, dziewczyna ci nie ucieknie. – po tych jego słowach oboje się speszyli.
    - Zabawne Gerard. – oburzył się jego kolega z klubu.
    - To jedziesz ze mną, czy nie?
    - Jadę, jadę… - pokazał mu język, a wtedy dołączyli do nas Pedro i Carolina. – I jeszcze chciałbym was tu wszystkich zaprosić w niedzielę do siebie. Urodziny mam w poniedziałek, ale imprezkę robię w niedzielę. Nie ma odmowy. Widzę was wszystkich. – uśmiechnął się, ale widać było, że kątem oka spogląda ma szatynkę.
    - Na pewno się zjawimy. – odpowiedział Pedrito. Gerard zabrał Busquetsa, Gabi od razu poleciała do siebie, dorwała jakąś książkę i już jej nie było, a mój brat z narzeczoną pojechali na jakieś zakupy. Ja też postanowiłam gdzieś wyjść.

Kupiłam w kiosku gazetę, tabliczkę czekolady i sok pomarańczowy. Weszłam do parku i zajęłam sobie miejsce na ławce, tuż przy placu zabaw. Lubiłam takie miejsca. W Anglii, gdy przebywałam w parkach, zawsze siadałam właśnie niedaleko placów zabaw. Lubiłam widok rozweselonych twarzyczek dzieci, beztrosko się bawiących. Nie, nie mam pociągów do pedofilii.
Rozłożyłam gazetę i przeglądałam ogłoszenia o wynajmie mieszkań i propozycji pracy. W końcu z Gabrielą, nie będziemy ciągle siedzieć Pedro na głowie.
W pewnym momencie obok mojej ławki, przeszła mała dziewczynka, podążająca za skaczącym po trawie małym ptaszkiem. Rozejrzałam się. Nikt z placu za nią nie wyszedł.
    - Cześć, a gdzie zgubiłaś mamusię albo tatusia? – zapytałam ją.
    - Tatuś jest przy zjeżdżalni z moja siostrą. – odpowiedziała, nie zwracając na mnie uwagi. – Odleciał. – posmutniała, gdy ptak odfrunął.
    - A on wie, że tu jesteś? Hmmm? – dziewczynka spojrzała na mnie i jakby lekko zawstydzona, z uśmiechem pokręciła główką.
    - Zaida! – usłyszałyśmy męski głos, dobiegający z placu. Obie spojrzałyśmy w tą stronę. W naszym kierunku podążał znany mi już mężczyzna, trzymający na rękach młodszą córkę. – Zaida, nie możesz tak odchodzić, nic mi nie mówiąc. – wytłumaczył jej, stawiając na trawie młodszą z jego pociech. – Masz szczęście, że trafiłaś na Katherinę. – uśmiechnął się, spoglądając na mnie. – Dzięki. – puścił mi oczko. – To właśnie moje dwie niesforne dziewczynki. – obu rozczochrał włosy.
    - Tatusiu! My jesteśmy bardzo grzeczne! – oburzyła się Zaida.
    - Tata cię szukał, więc nie jesteś. – zaśmiała się trzylatka.
    - No już, spokój. – odezwał się ojciec. – To Zaida i Olaya, a to… - zaciął się przez chwilę. – Ciocia Kathy. – uśmiechnął się do mnie. Obie automatycznie podały mi dłonie.
    - Bardzo miło mi was poznać. – uśmiechnęłam się.
    - Tato, możemy się iść bawić? – zapytała Oly.
    - Tak, ale nie odchodźcie daleko, dobrze? – obie skinęły główkami i pobiegły do piaskownicy. David usiadł obok mnie.
    - Są śliczne i przesłodkie.
    - W końcu po kimś to musiały odziedziczyć. – zaśmiał się Villa, na co ja zareagowałam tak samo. Z wielką chęcią powiedziałabym mu teraz, że nie zaprzeczam jego słowom, ale przecież tego nie zrobię. – Czego poszukujesz? – wskazał na gazetę.
    - Mieszkania i co najważniejsze to pracy. Nie mogę być na utrzymaniu brata. – westchnęłam.
    - Jesteś fizykoterapeutką, prawda?
    - Skończyłam studia w tym kierunku. – odpowiedziałam. – Wiesz może coś o takiej wolnej posadzie? – uśmiechnęłam się.
    - Tak się składa, że słyszałem i dziwię się, że Pedro nic ci o tym nie mówił.
    - Dlaczego? – zdziwiłam się.
    - Jeżeli w Barcelonie mamy baby boom, to go mamy na całego. Nasza masażystka również jest w ciąży, więc na jakieś półtora roku mamy wolny ten etat. Zaraz dam ci numer do odpowiedniego oddziału w biurze. Może akurat ci się uda. – uśmiechnął się i zaczął szperać w swoim telefonie. Byłoby cudownie, praca na Camp Nou, w towarzystwie przyjaciół. Wspaniale! Tylko, żeby to miejsce było jeszcze wolne!

To było coś dziwnego, a może nie… Inaczej, coś nie do wytłumaczenia. Znałem ją już wcześniej, wiedziałem, że jest piękną dziewczyną. Teraz już kobietą. Wiedziałem, że chłopaki mówili o mnie ostatnimi czasy, że jestem jak wrak człowieka. Napędza mnie tylko piłka i spotkania z dziewczynkami. Wczoraj, u Pedra podszedł do mnie Xavi i z uśmiechem powiedział do mnie: ‘Widzisz stary, co potrafią zrobić z nami kobiety? Nasze życie staje się lepsze, ale uważaj, to siostra naszego kumpla.’ Klepnął mnie w ramię i poszedł dalej. Nie wiedziałem, że to aż tak widać, że dobrze się czuje w towarzystwie Katheriny. Oboje dobrze się rozumieliśmy, oboje zostaliśmy zdradzeni i zranieni. Dobrze nam się rozmawiało. Teraz podawałem jej numer do biura. W przyszłym tygodniu mieliśmy zacząć już treningi, a ona może być na terenie stadionu za każdym razem. Być na każdym meczu i wyjeździe.
Z resztą dlaczego ja sobie aż tak sobie zaprzątam tym głowę? Co to ma być? Nawet jeżeli, to przecież ja nie mam szans u takiej młodej i wspaniałej dziewczyny. Na samą myśl o niej, uśmiech wskakiwał mi na twarz, a to wszystko po dwóch spotkaniach, na których wymieniliśmy nasze pierwsze prawdziwe rozmowy.
    - Zadzwoń, z tego co wiem, jeszcze nie znaleźli zastępstwa. – uśmiechnąłem się, podając jej swój telefon z obiecanym numerem.
    - Dziękuję, na pewno zadzwonię. – odpowiedziała uradowana, spisując numer. Jej uśmiech był najpiękniejszą rzeczą, jaką teraz widziałem. Sprawiał, że sam się radowałem. To samego mnie zadziwiało, co sprawiała ta dziewczyna swoją obecnością.
________________________ 
   Moim zdaniem nudny rozdział, ale pozostawiam go Wam do oceny :) 
 A i muszę się z Wami tym podzielić ^^


Normalnie się zakochałam na nowo *_* 

wtorek, 5 lutego 2013

5. Wonderful meeting



Stałam w ogrodzie, gdzie Katherina mnie zostawiła, twierdząc, że sobie poradzę. Dookoła mnie było raptem kilku piłkarzy, a ja wciąż stałam jak tak sierotka, nie wiedząc z kim mogę porozmawiać, by nie odstraszyć.
Po chwili ni stąd ni  zowąd pojawił się obok mnie wysoki  brunet z drinkiem w ręku. Zapomniałam jak ma na imię! Spojrzałam na niego i muszę powiedzieć, że był przystojny.  Ta lekko rozpięta koszula, naprawdę dawała mu uroku.
- Widzę, że nie możesz wdrożyć się w te klimaty – uśmiechnął się do mnie, popijając swojego drinka.
- Aż tak widać? – zaśmiałam się –Trochę się gubię tutaj. Nie znam prawie większości i tak czuję się trochę nieswojo – odpowiedziałam, patrząc na jego twarz, którą oświetlała ogrodowa lampka.
- No to może jeszcze raz. Sergio Busquets jestem – podał mi dłoń i wyszczerzył się.
- Gabriela Solis - uścisnęliśmy sobie dłonie i dalej rozmawialiśmy, kiedy zawołał nas Pique.
- O co chodzi? – spytał się Sergio wchodząc do środka domu.
- Słuchajcie, będę ojcem! – powiedział Pedro, a wszyscy od razu się uśmiechnęli, podchodząc do niego i gratulując mu. Ja również tak zrobiłam, z tym, że ucałowałam policzki przyszłym rodzicom,  życząc im jak najlepiej.
Następnie Sergio wyciągnął mnie z powrotem do ogrodu i usiedliśmy na ławeczce, z dala od domowego hałasu.
Naprawdę mi się  spodobał, choć ciężko to zrozumieć po niecałej godzinie od poznania się.
- A więc zostajesz tutaj na stałe, tak? – zapytał, patrząc na mnie.
- Tak. Katherina postanowiła tutaj zamieszkać, a że ja nigdy nie lubiłam zostawać sama, zabrała mnie ze sobą – zaśmiałam się – Przyjaźnimy się  od kilku lat. Wzięłam ją jako współlokatorkę do mieszkania i tak nam zostało.
- Takie przyjaźnie są najlepsze – odpowiedział, wciąż patrząc mi w oczy. Czyżbym się rozmazała?
- Ale  ze mnie kretyn – zaśmiał się Sergio – Nie zapytałem się, czy nie chcesz czegoś do picia! – wskazał na swojego drinka. – Chcesz coś?
- Chętnie. Ale coś delikatnego. Nie mam głowy do picia alkoholu – uśmiechnęłam się do niego i patrzyłam jak odchodzi.
- Wszędzie cię szukałam! – usłyszałam głos swojej przyjaciółki, która stanęła  z mojej drugiej strony.  Spojrzałam na nią lekko zdezorientowana, wypatrując czy na horyzoncie nie pojawia się przypadkiem Busquets.
- Chciałam sprawdzić czy nic ci nie jest – dodała Kat i usiadła obok mnie.
- Jest w porządku. Nie rozmazałam się gdzieś? – spytałam, pokazując jej swoją twarz w jak najlepszym oświetleniu.
Pokręciła przecząco głową, patrząc na mnie zdzwiona. Machnęłam ręką, kiedy pojawił się Sergio.
Wręczył mi drinka i przystanął obok mnie.
- To ja wam nie przeszkadzam – powiedziała brunetka, patrząc na mnie wzrokiem który mówił ‘świetny wybór!’ i zniknęła z naszego pola widzenia.  Już  wyczuwam naszą rozmowę  jutro.
Po jakieś godzinie poszliśmy do domu, gdyż robiło się coraz chłodniej. Tańczyliśmy razem kilka utworów, kiedy raz odbijał mnie Cesc, a raz Gerard.  Uśmiechali się do mnie cały czas, a ja nie wiedziałam o co im chodzi!


Rano wstałam z lekkim szumem w głowie.  Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się obudziłam i stwierdziłam że jest ono  to samo, w którym spałam poprzedniego dnia. A więc nic głupiego nie zrobiłam! Nagle usłyszałam chrapanie w swoim pokoju. Rozejrzałam się po łóżku i stwierdziłam, że nikogo na nim nie ma oprócz mnie. Spojrzałam na podłogę, na którym spali Sergio i Gerard, słodko przytuleni do poduszki i przykryci do połowy kołdrą. Wstałam z łóżka cicho, by nie zbudzić kolegów, po czym wyszłam z pokoju. Skierowałam się do kuchni, w której zastałam Katherinę. Odwróciłam się, by ustrzec się rozmowy na temat Sergio, lecz ona mnie zauważyła i powiedziała głośnym szeptem.
- Chodź tutaj!
Przymrużyłam oczy i w dziwny sposób wykrzywiłam usta.
- A teraz mi tu opowiadaj, co się wczoraj z tobą działo – usiadłam na taborecie, po drugiej stronie stołu i wpatrywałam się  w przyjaciółkę.
- Nic się nie działo. Rozmawiałam tylko z Sergio. Był bardzo miły, a w jego towarzystwie czułam się najlepiej.  – Kat podała mi mocno zaparzoną herbatę , z racje tego że nie lubiłam kawy i usiadła naprzeciwko mnie.
- Rozumiem – uśmiechnęła się – Chociaż ja już wiem co się kroi – dodała, na co ja spojrzałam na nią jak na przybysza z innej planety.
- Oszalałaś! – pokręciłam z niedowierzaniem głową, po czym przypomniałam sobie o jednym istotnym fakcie. – A ty mi lepiej opowiedz, o co chodziło z tym gościem, z którym przetańczyłaś prawie połowę imprezy!
- Skąd o tym wiesz? – spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ma się świetnych informatorów – puściłam jej oczko, popijając herbatę.
Już wiedziała o kogo chodzi!
- Co za plotkarze. – odpowiedziała obrażonym tonem, po czym zapatrzyła się na swoją kanapkę.
- Nie miej im tego za złe, martwią się o nas – uśmiechnęłam się do niej, łapiąc jej dłoń. – A więc?
Opowiedziała mi o niejakim Davidzie Villi, którego miałam  okazję poznać prawie na samym początku imprezy. Sprawiał wrażenie bardzo miłego i sympatycznego człowieka. Powiedziała mi, że właśnie się rozwiódł więc rozumie jej sytuację jak nikt inny.
- Kurczę, przykre – odpowiedziałam – Żona go zostawiła a córki widuje raz na jakiś czas. Dzieci cierpią przy takim układzie…
- Zgadzam się, ale on już nic na to nie może poradzić. Jest piłkarzem, jeździ na mecze i niemiałby czasu na całodobową opiekę nad nimi…
- Podoba ci się? – zapytałam ni stąd ni z owąd.
Ona tylko się zarumieniła, co oznaczało jedno wielkie tak.
- No to bierz się  za niego. Ludzie, którzy mają podobne problemy najbardziej się rozumieją! To jest okazja, której nie można zaprzepaścić!
- Jaka okazja, o co chodzi? – nagle do kuchni wszedł Gerard, trzymając się głowę. Katherina podała mu kawę i tabletki przeciwbólowe.
- Co tak właściwie robiłeś w moim pokoju? – spytałam, kiedy usiadł obok mnie, popijając gorącą ciecz.
- Shak powiedziała, że nie wpuści mnie do domu, jak przyjdę pijany.  Pedro mi i Busquetsowi na to  pozwolił - puścił mi oczko i spojrzał się na mnie. Wyraz jego twarzy mówił ‘ja już wszystko wiem’
No nie wierzę, kolejny który myśli, że mnie i Sergia coś łączy?! Świat świruje.
____
taki ciut dłuższy ^^
Mam nadzieję,że się podoba ^^
I chyba będą dwie notki tygodniowo, ale to jeszcze do ustalenia z Coppernicaną :*