wtorek, 29 stycznia 2013

4. Forget about everything



    Leżałam wtulona w poduszkę, a łzy spływały mi po policzkach. Cały dzień chciałam pokazać, że jestem silna, ale łgałam. Nie chciałam żeby każdy się nade mną użalał, bo płaczę z powodu Ramseya. Teraz gdy nikt nie widzi, mogę to zrobić z ulgą. Czułam się bezsilna, czułam taką pustkę. Pustkę w sercu. Byłam z Aaronem prawie dwa lata i naprawdę myślałam, że to ten jedyny. Jednak nie, on nie był moją przyszłością, moim przeznaczeniem. Byłam w totalnej rozsypce. Dalej nie mogłam w uwierzyć, ale to była ta zła prawda.
 Nie mogłam spać, choć chciałam, to nie mogłam zasnąć. Nie mogłam już leżeć. Wstałam i wytarłam łzy. Wyszłam ze swojej sypialni i po woli zeszłam na dół. Ku mojemu zdziwieniu w kuchni tliła się mała lampka. Stanęłam w progu i oparłam się o futrynę. Przy stole siedziała Carolina, narzeczona mojego brata. Wbiła wzrok w stojący przed nią kubek z herbatą, który mocno ściskała dłońmi. Cicho odchrząknęłam i dopiero wtedy zauważyła moją obecność.
   - Kathy, ty płakałaś. – powiedziała, patrząc na mnie. Zdradziły mnie pewnie moje spuchnięte i czerwone oczy. Usiadłam naprzeciw niej i podparłam głowę na dłoniach.
   - Ty też nie możesz spać? – zapytałam, zmieniając od razu temat.
   - Myślę o jednej sprawie. Nie wiem jak powiedzieć o czymś twojemu bratu. – westchnęła z lekkim uśmiechem pod nosem.
   - Co chcesz mu takiego powiedzieć? – zapytałam zaciekawiona.
   - Ale nic mu nie powiesz na razie? – podniosła wzrok.
   - Pewnie, mów. – uśmiechnęłam się do niej.
   - Zostaniesz ciocią. Jestem w piątym tygodniu ciąży. – odpowiedziała lekko ściszonym głosem.
   - Naprawdę?! – wstałam, podeszłam do niej i ją przytuliłam mocno. – To wspaniale! – zawołałam.
   - Ale nie wiem jak powiedzieć o tym Pedro i co najważniejsze, nie wiem jak on na to zareaguje. – spuściła wzrok.
   - Carolina, spokojnie. – uśmiechnęłam się, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Mój brat na pewno się ucieszy. Zawsze chciał stworzyć rodzinę, a ciebie kocha i nie ma nic do gadania. Będzie skakał z radości. – mówiłam.
   - Dziękuję Kat. Może nie mam się czym przejmować i po prostu mu o tym powiedzieć, ale kiedy?
   - Cesc zarzucił pomysł, żeby jutro wieczorem… - spojrzałam na elektroniczny zegarek na mikrofalówce. – Praktycznie to dziś, żeby zorganizować małą imprezkę, żeby chłopaki zapoznali Gabrielę. Powiesz mu wtedy. – zaproponowałam.
   - Będziesz trzymać za mnie kciuki? – zapytała.
   - No pewnie! – zawołałam i znów mocno ją przytuliłam.

 Gdy wstałam było grubo po jedenastej. Powędrowałam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam na siebie jeansowe shorty i biały top z nadrukiem. Zeszłam na dół, gdzie w kuchni słyszałam wesołe głosy mojego brata, jego lubej i mojej przyjaciółki.
   - Jest i nasz śpioch. – zaśmiał się Pedro, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia.
   - Jak się spało? – zapytała Carlina, stawiając przede mną kubek z kawą, taką jaką zawsze pijam z rana.
   - Dzięki. – uśmiechnęłam się do niej, wspominając nasza nocną rozmowę. – Mogę powiedzieć, że się wyspałam.
   - To dobrze. Co dziś robimy? Oczywiście żeby się wyrobić do wieczora. – zabrał głos Pedro.
   - Ja muszę zabrać Gabi na Camp Nou! Ona nigdy tam nie była! – od razu się ożywiłam, patrząc na przyjaciółkę. Ona się zaśmiała.
   - Więc oddaję się w wasze ręce. – podniosła dłonie w geście poddania się.
 Szybko się zebraliśmy i we czwórkę wsiedliśmy do samochodu mego brata, a później obraliśmy kierunek na miejscowy stadion.
 Gdy tylko wkroczyliśmy na trybuny, odetchnęłam pełną piersią. Kochałam to miejsce. Zawsze gdy tu bywałam, towarzyszyły mi niezapomniane emocje, związane z tym miejscem. Te barwy, boisko, kibice i znakomity futbol rozgrywany na tej murawie. Po prostu raj dla kibica, dla każdego Cule.

  O osiemnastej było już wszystko gotowe. Pierwszy pojawił się Cesc ze swoją dziewczyną Daniellą, którą z Gabi miałyśmy okazję w końcu poznać. Następni okazali się Gerard z Leo, a z nimi ich ciężarne partnerki, Isabel i Antonella, które promieniały. Pasował im ten błogosławiony stan. Później już kolejno pojawiali się piłkarze, jedni sami, a drudzy ze swoimi towarzyszkami. Gabi ciągle trzymała się mnie, tłumacząc się, że nie zna nikogo, prócz mnie, Cesca, mojego brata i Caroliny. Chodziłam i przedstawiałam ją każdemu. Po to wyprawiliśmy tą imprezę. W końcu udało mi się ją zostawić Gabi w ogrodzie w niewielkiej grupce piłkarzy. Niech się poznają. Ja wróciłam do domu, a wchodząc przez tarasowe drzwi, wpadłam na kogoś.
   - O David! – uśmiechnęłam się. – Miło cię widzieć. – dodałam.
   - Mi również. – odwzajemnił uśmiech. – Byłem tu przedwczoraj, ale ciebie nie było. Co miałaś takiego ważnego do załatwienia w Londynie? – zapytał, a mnie zainteresowało to, dlaczego tym się przejął, że mnie nie było. Co miałam mu odpowiedzieć? Okłamywać go nie będę, bo po jednym wieczorze i niewielu wymienionych słowach, co może być dziwne, ale go polubiłam. Westchnęłam.
   - Okazało się, że mój facet mnie zdradzał. Pojechałam, by zakończyć ten związek. – powiedziałam. Na końcu zaczął łamać mi się głos. Nie myślałam, że dalej wspomnienie tego, tak na mnie podziała.
   - Przykro mi. – skrzywił się. – Jeżeli tak było, to ten sukinsyn nie zasługiwał na ciebie. – podniósł do góry mój podbródek. – Uśmiechnij się i nie myśl o tym, tylko zatańcz z mężczyzną w całkiem podobnej sytuacji. – zaśmiał się, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc do środka, gdzie trzech piłkarzy tańczyło ze swoimi partnerkami.
   - Słyszałam właśnie o tym, że się rozwiodłeś. – ciągnęłam, jeżeli byliśmy już przy tym temacie.
   - Już się z tym pogodziłem, że zostałem sam w domu, że Patricia puściła mnie kantem, a dziewczynki widuję tylko raz albo dwa razy w tygodniu. – odpowiedział. – Zapewne po dziewięciu latach małżeństwa, znudziłem się jej. – dodał, a mnie imponowało to z jaką łatwością o tym wszystkim mówił. Może to kwestia czasu? Może po dwóch miesiącach też będę tak mówić o moim związku z Aaronem?
  Widziałam, że Villa chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie z góry zeszli Pedro i Carolina, trzymający się za ręce i z uśmiechami na twarzy.
   - Proszę wszystkich o uwagę! Muszę wam coś powiedzieć i podzielić się naszym szczęściem. – zawołał, a Pique, stojący w progu z ogrodem zawołał tych, których bawili się na zewnątrz.
   - O co chodzi? – zapytał Busquets, wchodzący za Gabrielą przez tarasowe drzwi.
   - Słuchajcie! Będę ojcem! – zawołał. Widać było, że roznosiło go szczęście i duma. Odkąd pamiętam, zawsze chciał założyć rodzinę, mieć dzieci i być cholernie szczęśliwy. Teraz mu się to udaje. Wszyscy zaczęli gratulować tej dwójce, ściskać i całować. Podeszłam razem z Davidem do brata i mocno go przytuliłam.
   - Gratuluję ci braciszku! – zawołałam, mocno go ściskając i puszczając oczko do Caroliny, stojącej obok. Pedro to zauważył i najpierw spojrzał na mnie, potem na swoją narzeczoną i potem znów na mnie.
   - Ty coś wiedziałaś! – pogroził mi palcem, a ja zrobiłam minę niewiniątka.
   - Ja? Niee! Wcale! – mówiłam, uśmiechnięta.
   - Katherina! Nic mi nie powiedziałaś!
   - Obiecałam, a z resztą chyba dobrze, że dowiedziałeś się od matki swojego dziecka, niż od kogoś innego, prawda? – uśmiechnęłam się.
   - Dobrze mówi. – wtrącił David. – Gratuluję stary. – uścisnęli się przyjaźnie.
   - Jestem najszczęśliwszym facetem pod słońcem. – zaśmiał się i przytulił do siebie blondynkę. 
____________________________
Jest rozdział :)
 Co Wy na to, żeby dodawać rozdziały dwa razy w tygodniu, a nie raz? ;)

wtorek, 22 stycznia 2013

3. I hate him!



Od mniej więcej godziny przytulałam do  siebie Kathy. Teraz miałam ochotę zabić Aarona, za to co zrobił mojej przyjaciółce.
- Widzisz, gdybyś mi uwierzyła wcześniej, teraz by cię to tak mocno nie bolało – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy. Podałam jej chusteczkę by wytarła oczy z łez o tuszu, który był na jej policzkach.
- Wiem, przepraszam, że ci nie wierzyłam – załkała i przytuliła się do mnie ponownie. Rozdzwonił się jej telefon, więc szybko wyjęła go z kieszeni swoich spodni.
- To Aaron – powiedziała i przycisnęła czerwoną słuchawkę, zbijając tym samym połączenie od niego. Jeszcze ma czelność do niej wydzwaniać! Niech no go tylko spotkam, to mu nogi z tyłka powyrywam, że już nigdy nie dotknie piłki.
- Teraz to nie mam po co tu wracać – powiedział zachrypniętym głosem, wycierając łzy z policzka. Wstała i poprawiła swoją bluzę – Zabieram resztę rzeczy i na stałe wracam do Barcelony.
Spojrzałam na nią i wzdychając, przytaknęłam głową. Co miałam zrobić? Zabronić, bo  będę tu wtedy sama? Nie jestem samolubna i zdaję sobie z tego sprawę, że Kathy tu będzie nieszczęśliwa.
- Rozumiem – powiedziałam cicho i już czułam  jak łzy napływają mi do oczy. Jej wyjazd zakończy naszą przyjaźń. Nic nigdy nie wytrzymuje na odległość…
- Ale ty jesteś głupia! Jedziesz ze mną! – uśmiechnęła się do mnie i przytuliła – Bez ciebie się nigdzie nie ruszam – dodała, odsuwając się na parę milimetrów ode mnie.
- Uwielbiam cię – powiedziałam rozradowana i wręcz rzuciłam się na nią, co skutkowało upadkiem na sofę. Kathy dopowiedziała, że musimy zacząć się pakować, jeżeli chcemy zdążyć na wieczorny samolot do Barcelony. Obie szybkim krokiem skierowałyśmy się do swoich pokoi i zaczęłyśmy pakowanie.  Nie wiem jak wyglądała sytuacja u brunetki, ale u mnie było to po prostu szybkie wrzucanie do toreb wszystkich moich ubrań, kosmetyków i jeszcze innych rzeczy, bez których nie wyobrażałam sobie życia. Po południu już byłam całkowicie gotowa, do zaczęcia nowego rozdziału w Barcelonie.

Po dwóch godzinach rozmawiania o mojej pracy i postępowaniu,  stwierdziłam, że robię dość nieodpowiedzialnie jak na siebie, ale co innego  mi wtedy pozostało? Nie chciałam zostać sama jak palec w Londynie.
Wyszłyśmy z domu ze swoimi walizkami. Kierowca taksówki pomógł nam je włożyć do bagażnika, po czym usiadłyśmy na tyłach auta. Nakazałyśmy się zawieść na lotnisko, na którym pojawiliśmy się pół godziny później.
Nadałyśmy bagaże, przeszłyśmy kontrole i czekałyśmy w poczekalni, aż wywołają nasz lot. Kathy zadzwoniła do Pedra, z informacją, że koło dwudziestej drugiej będziemy tam i spytała się czy po nas wyjedzie. Brunetka nauczyła mnie hiszpańskiego, więc zrozumiałam wszystko o czym rozmawiali później.
- Pedro po nas przyjedzie – zakomunikowała rozradowana Katherina i usiadła obok mnie, na plastikowym krześle. Nie widziałam jej jeszcze tak szczęśliwej.
- Żegnaj Londynie, witaj Barcelono – powiedziałam i od razu się zaśmiałam, kiedy usłyszałam w głośnikach na terminalu, że pasażerowie tego lotu są już proszeni do wyjścia.
Po kilku godzinach lotu, wreszcie zawitałyśmy na lotnisku El Prat w Barcelonie. Wzięłyśmy swoje bagaże i  w terminalu wyczekiwałyśmy Pedritta, który już się spóźniał. Nie minęło dziesięć minut, a wpadł do hali zziajany. Obie wybuchłyśmy śmiechem, kiedy widziałyśmy jak próbuje złapać oddech. Niby piłkarz, a kondycja siada!
Przytulił się najpierw do siostry, a potem do mnie. Pomógł nam z bagażami i wsiadłyśmy do jego zadbanego auta.
- Przepraszam za spóźnienie, ale zapomniałem, że mam was odebrać – uśmiechnął się i odpalił silnik – Carolina mi dopiero przypomniała.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która grzebała w swoim telefonie. Zobaczyłam jak wyjmuje kartę SIM i łamie ją na pół.
- Jak zaczynać życie od nowa, to bez starych rzeczy – powiedziała i otworzyła okno, przez które wyrzuciła plastik, głośno wzdychając.
- Jestem z ciebie dumna – odpowiedziałam i przytuliłam ją.
Dopiero jak dojechałyśmy pod dom Pedra, zaczęłam odczuwać zmęczenie.
- Będziemy musiały znaleźć sobie jakieś mieszkanie – zagaiłam do  Kathy, wysiadając z samochodu.
- Możecie mieszkać  w moim domu! – wtrącił się brat brunetki – Jest duży!
- Wy z Caroliną macie swoje życie. Nie możemy wam na głowie siedzieć – odpowiedziała przyjaciółka i z jedną walizką w ręku weszła do domu brata. Szłam za nią, a za mną Pedro , który pomagał mi z moimi torbami. Ledwo odłożyliśmy rzeczy w przedpokoju, kiedy z salonu wybiegł Cesc i rzucił mi się na szyję, prawie mnie dusząc.
- Gabriela! – wykrzyczał uradowany, a ja się tylko szeroko uśmiechnęłam. Ucałowałam jego policzek i zdałam sobie sprawę, jak bardzo za nim tęskniłam.
______
dzisiaj jest czas na moją notkę, mam nadzieję, że się spodobała ^^
 

wtorek, 15 stycznia 2013

2. Somebody broke my heart



 Przeszłam przez próg dzielący część holu dla pasażerów, a częścią dla żegnających i witających. Niosłam swoją torbę, która wisiała na moim jednym ramieniu, a plecak na drugim.
 Cieszyłam się, się w końcu postanowiłam odwiedzić rodzinę i przyjaciół. Skończyłam studia, mam dyplom, pozwolenie na pracę, więc jedno z moich marzeń zostało spełnione.
 Gdy tylko wysiadłam z kabiny samolotu uderzyło we mnie gorące, hiszpańskie powietrze, którego tak bardzo mi brakowało. Na początku mojego pobytu w Londynie, nie mogłam przyzwyczaić się do angielskiej pogody, deszczowej i chłodnej. Tęskniłam za tymi gorącymi promieniami i ciepłymi wodami, oblewającymi Półwysep Iberyjski. Tęskniłam za tą życzliwością, nawet tych nieznajomych ludzi, za uśmiechniętymi osobami, mijanymi na ulicach. Co najważniejsze brakowało mi rodziny. Szłam po woli, ciesząc się nawet murami lotniska, dlatego, bo były hiszpańskie i wyrastały z katalońskiej ziemi.
   - Kathy! – znajomy, męski głos wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłam wzrok i zobaczyłam przed sobą sylwetkę mojego starszego brata. Szeroko się uśmiechnęłam i wpadłam w jego objęcia. – Moja siostrzyczka! – zawołał, podnosząc mnie do góry.
   - Postaw mnie! – pisnęłam roześmiana.
   - Cieszę się, że w końcu przyjechałaś. – wyszczerzył się, odstawiając mnie na posadzkę i zabierając ode mnie moje bagaże. – Stęskniłem się! – zawołał i znów mocno mnie przytulił.

   - Wiesz kto jeszcze jest w Barcelonie i czeka na ciebie w moim domu? – uśmiechnął się szeroko, gdy zatrzymał pojazd na kolejnych światłach.
   - Powiedziałeś, że Carolina wróci od swoich rodziców dopiero pojutrze, więc obstawiam, że piłkarze okupują twój domu. – zaśmiałam się.
   - Oni będą, ale wieczorem, gdy przyjdą cię powitać, ale teraz są tam rodzice. – uśmiechnął się, ruszając.
   - Przyjechali?! – wytrzeszczyłam oczy z szerokim uśmiechem. – Miałam do nich lecieć pod koniec tygodnia.
   - Wiem, ale wysłali tatę z pracy, więc zabrał ze sobą mamę. Przylecieli wczoraj, a dziś wieczorem mają samolot powrotny do Santa Cruz de Tenerife. Odwieziemy ich i potem szykuje się mała imprezka. – wytłumaczył.
   - Bardzo się z tego powodu cieszę. Coś czuję, że to będzie bardzo udany pobyt. – rozciągnęłam się na fotelu pasażera w samochodzie Pedro. W czasie drogi wybrałam na telefonie numer mojej przyjaciółki, by napisać jej SMS z wiadomością, że dotarłam cała i zdrowa, a po drodze nikt mi nic nie zrobił,  nie napadło mnie stado murzynów i nie zgwałciło!

   Gdy tylko przekroczyliśmy próg frontowego wejścia do domu mojego brata, w holu przywitała nas średniego wzrost brunetka, do której jak to wszyscy stwierdzili, byłam bardzo podobna. Wyściskała mnie za wszystkie czasy, a po chwili z salonu wyłonił się mężczyzna w przeszło średnim wieku, brunet.
   - Moja mała Myszka! – zawołał i przytulił mnie do siebie. Gdy byłam mała tato zawsze tak mnie nazywał i zostało do dziś. Jestem jego małą Myszką.
 Najpierw oczywiście musiałam o wszystkim poopowiadać, o tym co robiłam w Londynie, o zakończeniu moich studiów i jakie mam plany na niedaleką przyszłość. Najbardziej zaskoczyło mnie pytanie mojej mamy, o to czy już planujemy ślub z Aaronem. Wiem, że ciągle mówi o tym Pedro i Carolinie, ale mi może na razie odpuścić. Odpowiedziałam, że jeszcze mamy na to czas.
 Następnie postanowiliśmy we czwórkę pójść na spacer. Mi to najbardziej pasowało, bo mogłam po raz kolejny przejść po ulicach tego miasta.
 Mama opowiadała co słychać u moich kuzynek, kuzynów i ciotek, ja puszczałam to jednym uchem i wypuszczałam od razu drugim. Byłam za bardzo zachwycona otaczającym mnie krajobrazem, starymi kamieniczkami, roślinami czy chociażby zwykłym ulicznym gwarem. Tata i Pedro chyba dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że jej nie słucham, bo uśmiechali się pod nosem, spoglądając na mnie, gdy beznamiętnie odpowiadałam ciągle ‘aha’ lub ‘to świetnie’.

   Wieczorem odwieźliśmy rodziców na lotnisko, skąd mieli lecieć na hiszpańską wyspę, na której urodziliśmy się z moim starszym bratem, tam gdzie oni się osiedlili.
 Gdy wróciliśmy do domu, gdy Pedro podjechał na podjazd, stał tam już sportowy samochód, a pod drzwiami koczowało już dwóch zawodników naszej ukochanej, miejscowej drużyny piłkarskiej. Uradowana, wyskoczyłam z samochodu i rzuciłam się pędem w ich stronę, co wywołało niepohamowany śmiech u Pedro.
   - Cesc! Gerard! – zawołałam w biegu. Najpierw wpadłam w objęcia mojego i Gabrieli wspólnego przyjaciela, jeszcze z Londynu. Później zostałam prawie uduszona przez silne ramiona defensora Barcelony.
   - Kat, za każdym razem gdy cię widzę, jesteś coraz piękniejsza. – uśmiechnął się Pique, a Fabregas lekko uderzył go w ramię.
   - Ty sobie uważaj, bo zakabluję Shakirze, ty lovelasie. – zaśmiał się, a jego przyjaciel od dziecka pokazał mu język.
   - Jesteście jak dzieci. – skwitował ich Pedro, otwierając drzwi i wpuszczając nas do środka.

 W tym momencie, w domu mojego brata był chyba prawie cały skład Blaugrany. Ci, których wcześniej nie znałam, zostali mi przedstawieni, ale ot była nieliczna grupa.
 Siedziałam na sofie z szklanką z drinkiem i rozglądałam się po wszystkich dookoła. Moją uwagę przykuł piłkarz, wbity w róg oddalonej, drugiej kanapy, również z drinkiem. Wtedy po obu moich stronach pojawili się Cesc i Gerard.
   - Co tak sama siedzisz? – zapytał były Kanonier, upijając łyk ze swojego trunku.
   - Tak jakoś. – mruknęłam, dalej spoglądając w stronę napastnika. – Chłopaki, mogę o coś zapytać?
   - Pytaj. Co chcesz wiedzieć? – odezwał się Pique.
   - Zawsze, odkąd pamiętam David przecież szybko zmywał się do domu, tłumacząc się jednym. Jechał do żony i dziewczynek. – mówiłam.
   - To ty nie wiesz? – zapytał Gerard, widać że trochę zdziwiony.
   - Ale czego nie wiem?
   - Bo dwa miesiące temu David dowiedział się, że Patricia go zdradza. Miesiąc temu się rozwiódł, a sąd przyznał opiekę nad dziewczynkami ich matce. Ten nowy facet Patrici to nawet zażyczył sobie takiego rozwodu, żeby ta mogła drugi raz wziąć ślub kościelny. Jakieś papiery wysyłali do Rzymu. Takie to zagmatwane. Ale jakby co to nic nie wiesz. – wytłumaczył Cesc.
   - Nie wiedziałam. – odpowiedziałam cicho. Zawsze gdy widziałam ich razem zdawało mi się, że się kochają i są idealną parą. Jednak się myliłam, myśląc, że będą na zawsze razem. Nagle muzyka stała się głośniejsza i usłyszeliśmy głos Daniego.
   - Trzeba to rozkręcić! – zawołał i podbiegł do mnie. – Mogę prosić? – ukłonił się jak średniowieczny książę, prosząc damę o taniec. I tak to wpadłam w wir. Tańczyłam z większością obecnych, a zaważając, że byłam jedyną dziewczyną, to byłam wykończona. Nie czułam nóg. W końcu udało mi się uciec Alexisowi i spróbowałam się skryć za jedną z postawnych kolumn, które łączyły parkiet i sufit w salonie Pedra. Cofałam się i nagle poczułam, że na kogoś wpadam. Odwróciłam się lekko przestraszona. Okazało się, że wpadłam na piłkarza, o którego wcześniej wypytywałam.
   - Przepraszam. – uśmiechnęłam się. – Próbuję się ukryć przed każdym, który chce mnie wyciągnąć na parkiet. – dodałam.
   - Widziałem. – uśmiechnął się. – Zmieniają ci się tylko partnerzy.
   - Ja już nóg nie czuję. – zajęczałam, wyszczerzając zęby, co musiało zabawnie wyglądać.
   - Nie dziwię ci się. – odparł i oboje się zaśmialiśmy.
   - Ej, ej! Gdzie ty uciekłaś! Ucinasz sobie pogawędkę z Guaje, a my nie mamy partnerki do tańca! – za mną pojawił się Cesc i pociągnął mnie za sobą. Bezradnie, z otwartymi szeroko oczami poruszyłam ustami, tworzą słowo – ‘Ratuj!’.
 Ku mojemu zdziwieniu, po chwili przy nas pojawił się David, mówiąc do Cesca, że on jeszcze nie tańczył ze mną, a ten już robił to ze trzy razy. O dziwo Fabregas odpuścił. Muzyka stała się odrobinę wolniejsza.
   - Dziękuję. – uśmiechnęłam się do Villi.
   - Do usług. – odpowiedział i w tym momencie odchylił mnie do tyłu, z szerokim uśmiechem.
 Powiem tak. Stwierdzam, że to był chyba pierwszy raz kiedy wymieniłam z nim kilka zdań sam na sam. Poznałam go, gdy tylko pojawił się w Barcelonie. Poznałam i to wszystko. Jeżeli rozmawialiśmy to minimalnie i w dużym towarzystwie, więc nie miałam okazji bo bardziej poznać, dowiedzieć się jaki jest. I to był błąd, bo to naprawdę miły facet.

   Było dość późno, gdy wszyscy się ulotnili, a ja byłam chodzącym trupem. Byłam padnięta po locie samolotem plus cała ta impreza. Cesc i Gerard zaoferowali się pomóc mojemu bratu to choć trochę posprzątać, więc pożegnałam się z całą trójką i poszłam do swojego pokoju. Tam spojrzałam na swój telefon, który przez cały wieczór był podłączony do ładowarki. Miałam nieodebranego SMSa od Gabi, kilka połączeń od niej i jedno od Aarona. Weszłam w wiadomość, która okazała się zdjęciem. Nie wierzyłam, w to co widzę. Na zdjęciu był nie kto inny jak mój chłopak klejący się do jakiejś blondi! Od razu oddzwoniłam do przyjaciółki, która na szczęście jeszcze nie spała. Opowiedziała mi o tym co widziała w parku. Na początku jej nie wierzyłam, bo przecież ona go nie trawiła i czekała na moment, aż się z nim rozstanę, ale mówiła tak przekonywująco i uparcie. Po skończonym połączeniu dalej jakoś w to nie wierzyłam. Znów spojrzałam na to zdjęcie i wtedy dopiero do mnie dotarło, że Ramsey nie był ze mną szczery, nie był wierny, że kłamał i zdradzał. Nagle ogarnęła mną taka wielka złość, a za razem bezradność. Bez zastanowienia puściłam się pędem z powrotem na dół. Tam Pedro już stał z chłopakami przy wyjściu. Ja przeskoczyłam przez oparcie kanapy i usiadłam na niej, otwierając laptopa, leżącego na niewysokim stoliku. Panowie zainteresowani tym widokiem podeszli do mnie. Cała się trzęsłam i mamrotałam coś pod nosem. Byłam tak zdenerwowana, że nawet nie radziłam sobie z wpisaniem czegoś w wyszukiwarkę.
   - Mała, co jest? – obok mnie usiadł Pedro, martwiąc się o mnie.
   - Wejdź na stronę lotniska i zarezerwuj mi najbliższy lot do Londynu. – przesunęłam do niego urządzenie i sama wbiłam się w kąt sofy, podkulając nogi pod brodę i przytulając je do siebie.
   - Kathy, co się stało? Coś z Gabrielą? – tuż obok mnie pojawił się Cesc z Gerardem. Pokręciłam przecząco głową.
   - W takim razie co? Powiedz co się stało, inaczej ci nie pomożemy. – odezwał się Pedro, patrząc na mnie ze strachem. Bez słowa podałam mu swój telefon z wiadomością obrazkową z Anglii. Wbił wzrok w jego mały wyświetlacz, następnie spojrzał na chłopaków, stojących nade mną, a później mocno mnie do siebie przytulił.

    Nie zabierałam wszystkiego z Barcelony. Miałam przy sobie tylko plecak. Na lotnisku złapałam taksówkę i podałam kierowcy adres apartamentowca, gdzie mieszka mój chło… Były chłopak.
 Gdy kierowca zatrzymał samochód, poprosiłam by zaczekał. Wyskoczyłam z niego i przeszłam kilka kroków by wejść do budynku. Akurat z niego wychodził nie kto inny jak Aaron Ramsey w towarzystwie jakiejś rudowłosej, wysokiej laski. Już innej niż ta z wczoraj, ze zdjęcia od Gabi. Stanęłam centralnie przed nimi. Jego mina była bezcenna gdy mnie zobaczył.
   - Cześć Kotku. – uśmiechnęłam się ironicznie, a ten jakby oparzony odskoczył od tej dziewczyny.
   - Co ty tutaj robisz?! Miałaś być w Barcelonie. A właściwie, Kat, to nie tak jak myślisz! – spojrzał na dziewczynę obok niego.
   - Kim jest ta dziewczyna, Aaron? – zapytała cienkim głosikiem.
   - Jego już byłą dziewczyną. – odpowiedziałam i z zimną krwią, uderzyłam go z całej siły w policzek. Wróciłam do taksówki i teraz kazałam się zawieść do swojego londyńskiego mieszkania. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam na przemijające budynki, samochody, ludzi. Od wczoraj, odkąd się dowiedziałam nie uroniłam żadnej łzy. Chciałam się przekonać o tym osobiście. Lecz teraz coś we mnie pękło. Łzy spływały mi po policzkach jak stróżki rzeki.
  Stanęłam przed drzwiami naszego mieszkania i zadzwoniłam dzwonkiem. Po krótkim czasie w progu stanęła szatynka.
   - Katherina, co ty tu… - nie skończyła, bo widząc w jakim jestem stanie, przytuliła mnie i wprowadziła do środka, sadzając na moim łóżku.
   - Ale on mówił, że mnie kocha! – wydukałam i wybuchłam jeszcze większym płaczem.
  _____________________________________
 W porównaniu z resztą rozdziałów, ten jest chyba najdłuższy ;p
Chcieliście reakcję Kat na to wszystko - proszę bardzo :) 
Za tydzień kolejny odcinek ! :)

wtorek, 8 stycznia 2013

1. Down under the night sky



Obserwowałam przyjaciółkę, opierając się o futrynę drzwi. To już jutro mnie zostawia i jedzie do swojej rodziny do Barcelony. Zazdrościłam jej trochę, że ma wspaniałego brata i rodziców z którymi rozmawiała co kilka dni, tracąc majątek na rozmowy międzynarodowe. Ja nie miałam czegoś takiego. Matka zmarła na raka zaraz po moich narodzinach, a ojciec tylko pracował i pracował, a mną zajmowały się opiekunki.  Jak byłam starsza to  dzwonił z firmy  i mówił mi, bym pamiętała, że muszę się dobrze uczyć. Wtedy byłam najlepsza w szkole, ale on nawet o tym nie wiedział. Wyprowadziłam się od niego, zaraz po skończeniu szkoły średniej i rozmawiamy raz na kilka miesięcy…
- Gabi! Pomożesz mi czy masz zamiar tak stać i się patrzyć?  - z przemyśleń wyrwał mnie głos przyjaciółki.
- Tak, już ci pomagam – uśmiechnęłam się do niej i podeszłam do szafy, z której podawałam Kathy ubrania.
- Ja tam jadę na niecały tydzień – powiedziała brunetka i stanęła przede mną. Dobrze wiedziała, że nie lubię zostawać sama. Obie usiadłyśmy na jej łóżku, odkładając kilka rzeczy na drugą część materaca.
- Wiem – odpowiedziałam, cicho wzdychając – Ale będę mogła cię odprowadzić na lotnisko? – rozpromieniłam się, kiedy przytaknęła.
- Aarona nie będzie. Powiedział, że woli się wyspać. Za godzinę do niego jadę się pożegnać.
Tak, Aaron Ramsey, pomocnik Arsenalu Londyn jest chłopakiem mojej przyjaciółki. Z całego serca go nie lubię i staram się z nim nawet nie rozmawiać a co dopiero widywać. Denerwuje mnie ten człowiek swoim sposobem bycia, zachowaniem. Wszystkim! Uważa się za boga tego świata, któremu wszystko się należy i wszystko mu wolno. Oczywiście Kathy tak tego nie odbiera.
- Jedź do niego, bo się obrazi za to, że się spóźniłaś – mruknęłam do brunetki i wstałam z łóżka, udając się do kuchni po maliny. Słyszałam jak Katherina się ubiera w przedpokoju. Podeszła do mnie, mówiąc że wróci przed północą, musnęła mój policzek na pożegnanie i wyszła z naszego mieszkania.
Ja udałam się do salonu i włączyłam telewizję. ‘ Skakałam’ pilotem z programu na program szukając  czegoś interesującego, ale jak na złość nic nie było.


Następnego dnia, obudziłam się przez głośny huk dochodzący z kuchni. Wyszłam spod ciepłej kołdry, przecierając dłońmi oczy. W pomieszczeniu zastałam swoją przyjaciółkę, sprzątającą odłamki  rozbitego  talerza.
- Wybacz, nie chciałam cię obudzić – uśmiechnęła się do mnie szeroko, wyrzucając do kosza resztki naczynia. Podała na nowym talerzu kanapki i usiadła naprzeciwko mnie. Tak, ona w tym domu była od gotowania  a ja od sprzątania.
- Ostatnie wspólne śniadanie przed moim wyjazdem – powiedziała i wzięła kanapkę do ręki. Ja zrobiłam to samo i w tym samym czasie zaczęłyśmy jeść.
- Naprawdę nie chciałabyś tam jechać ze mną? – zaczęła – Cesc na pewno by się ucieszył!
Cesc Fabregas – nasz wspólny przyjaciel, który niedawno wrócił do Barcelony i tam też gra. Jest dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałam.
- Naprawdę nie. Mam tu pracę nie mogę ot tak wyjechać. Urlop już wykorzystałam. Nie mam tam nikogo prócz Cesca, a nie chce mu się na głowę  znienacka zwalać.
Ona dalej gadała swoje, a ja swoje. Nie chciałam się nikomu narzucać, a tym bardziej pomocnikowi FC Barcelony. On jest w ciągłych wyjazdach i wątpię by znalazł czas.
Jak zjadłam śniadanie, od razu pognałam do łazienki by się umyć, ubrać i zrobić delikatny  makijaż, by nie straszyć ludzi swoim wyglądem na lotnisku.  Po godzinie czasu już byłam gotowa by odwieźć Katherinę  na terminal. W taksówce co rusz śmiałyśmy się z żartów opowiadanych przez kierowcę. Zastanawiałam się czy na pewno był trzeźwy. Na lotnisku pożegnałam się z przyjaciółką. Oczywiście nie  obyło się bez kilku łez.
- Jak tam dolecisz to koniecznie zadzwoń. Ucałuj ode mnie Cesca, Pedra i kogo tam jeszcze chcesz – zaśmiałam się – Ale najważniejsze to zadzwoń!
- Dobrze – uśmiechnęła się i przytuliła mnie. W naszej przyjaźni to ja byłam tą ostrożniejszą, zatroskaną i ogarniętą dziewczyną. Kathy była taka rozbiegana, energiczna. Najpierw robiła potem myślała. Wzięła walizkę i skierowała się do kontroli paszportowej. Pomachałam jej i kiedy zniknęła w poczekalni, wyszłam z lotniska, kierując się do taksówki. Kazałam się zawieść kierowcy do firmy w której pracowałam od roku, jako asystentka szefa. Lepsza taka praca niż bezrobocie.
Po dojechaniu na miejsce, zapłaciłam i wyszłam  z taksówki, szukając w torbie identyfikatora, który w tej firmie był wymagany by wejść do budynku. Pokazałam go ochroniarzowi i udałam się schodami na drugie piętro. Usiadłam przy biurku i włączyłam komputer. Przejrzałam szybko listy, znajdujące się na moim biurku, zrobiłam selekcję po czym udałam się do szefa w celu ich doręczenia. Odebrałam kilkanaście telefonów, zrobiłam kilka kaw i to tak w zasadzie był koniec mojej pracy.  Punkt osiemnasta wyszłam z firmy i udałam się w kierunku swojego mieszkania. Było już trochę ciemno. Szłam na skróty przez park, kiedy mniej więcej w połowie drogi zauważyłam znajomą mi postać, która obściskuje się i całuje z długonogą blondynką.  Skradłam się do najbliższego drzewa, by dostrzec czy to faktycznie ta osoba, która mi się wydaje. Zrobiłam kilka zdjęć telefonem i jedno z nich, gdzie najlepiej było widać postaci, wysłałam przyjaciółce. Wreszcie miałam dowody na to, że ten dupek ją zdradza! Teraz musi mi uwierzyć.
______
no to teraz moja kolej na dodanie odcinka. Mogę Was osobiście poznać!:D
mam nadzieję, że się spodobał:)
W prologu,Coppernicana zapomniała dodać[!] , że ona mnie kocha, za to, że z nią piszę to opowiadanie :*
a tak na poważnie, osoby które chcą być informowane, niech wpiszą się do zakładki INFORMOWANI.
Lola - mow--szeptem usunęłam, informacja dlaczego tu ---> american-love-for-you
pozdrawiam! :)