wtorek, 30 kwietnia 2013

25. Oh no, he knows!



Wciąż nie mogę uwierzyć, że moja kochana przyjaciółka wychodzi za mąż.  Do dziś pamiętam tą kłótnię, że to ja pierwsza wezmę ślub i urodzę dzieci. Dziecko już mam, gorzej z tą pierwszą częścią…
Siedziałam sobie w pokoju w domu Cesca i Danielli. Moja córeczka spała sobie w łóżeczku, które mój przyjaciel kupił, właśnie na takie okazje. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Podeszłam na paluszkach i otworzyłam. Nie chciałam krzyczeć, żeby nie obudzić Dalii.
Uśmiechnęłam się widząc Katherinę. Wyszłam na korytarz, zostawiając otwarte drzwi. Na w razie czego, jakby mała zaczęła płakać. Udałyśmy się do pokoju obok, by swobodnie porozmawiać. Wiedziałam jaki to będzie temat i już miałam gęsią skórkę…
- Wiem, że ta rozmowa będzie dotyczyć Sergia – powiedziałam od razu, widząc jak Kat zbiera myśli, by zacząć to wszystko dość delikatnie.
- Zgadza się… ale też nie do końca. Słuchaj. Jesteś tu i powinnaś z nim porozmawiać. Niech pozna swoją córeczkę! Cesc, Daniella, David czy ja, widzimy jak Dalia z dnia na dzień jest coraz bardziej do niego podobna… - wypuściła cicho powietrze i spojrzała na mnie wyczekująco.
Kiwnęłam głową na znak zrozumienia jej słów. Nagle poczułam wibracje swojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni spodni i odebrałam widząc numer przyjaciela.
- Gabi, ja cię bardzo przepraszam! – zaczął od  razu mówić.
- Ale za co?
- Wygadałem się… Sergio wie, że jesteś w Hiszpanii! Przepraszaaam.
- Nic się nie stało. I tak by się dowiedział – wypuściłam powietrze i rozłączyłam się.
Wszystko mi się sypie.
Miałam tu przyjechać niezauważona. Dopiero na ślubie Davida i Katheriny miał mnie zobaczyć! Ja miałam go tak pięknie olać i kilka dni później miałam wrócić do Londynu.
Ale jak zwykle wszystkie moje plany szlag trafił!

Kiedy Dalia się obudziła, zeszłam z nią na dół, by przygotować jej zupkę. Katheriny nie było, ale za to Daniella i Carolina były. Podeszły do mnie uśmiechnięte i zaczęły gadać jak najęte.
- Szybko, zanim Kat przyjdzie! – powiedziała szeptem Dani. – Słuchaj, co ty na to byśmy teraz zorganizowały jej wieczór panieński? Ja, ty, Carolina, Antonella i oczywiście Shakira!
- Świetny pomysł, ale co zrobimy z dziećmi? – spytałam,  usadawiając swoją córkę na kolanach i karmiąc ją.
- Wynajmie się opiekunki. Dzieci zostawi się w jednym domu pod opieką kilku dziewczyn. Więc jak? – Carolina zatarła ręce i uśmiechnęła się. Co ja mogłam? Kiwnęłam głową!
Kilka minut później już każda z nas usypiała swoją pociechę. Kiedy zasnęły, udałyśmy się do salonu i zaczęłyśmy obmyślać plan na niezapomniany wieczór panieński.
Musiał być dopracowany w każdym szczególe! Coraz bardziej cieszyłam się na myśl o organizacji tejże imprezy. Przecież robiłam i urodziny Pedra i Sergia, które były fantastyczne, według zdania innych oczywiście. Byłam w tym dobra, więc dlatego dziewczyny wzięły mnie do grupy i kazały obmyślać wszystkie plany. One miały zająć się ich realizacją…


Siedziałem sam w pokoju i nie mogłem przestać myśleć o jednej rzeczy. A w zasadzie o jednej osobie. Gabriela. Jest w Hiszpanii? Wszystko  we mnie odżyło. Każda komórka w moim ciele, ruszyła się na samą myśl lub słowo „Gabriela”.  Moje uczucia do niej na nowo odżyły. Byłem idiotą, że pozwoliłem jej wyjechać. Byłem idiotą, że starałem się o niej zapomnieć…
Wstałem szybko z łóżka i wyszedłem z pokoju, kierując się do pomieszczenia w którym był Fabregas. Zapukałem do drzwi, by nie wyjść na chama i kiedy usłyszałem ‘ proszę ‘ wszedłem.
Cesc się zdziwił chyba moją obecnością.
- Wiem, że wiesz. Gdzie zatrzymała się Gabriela? – spytałem, siadając  na jego łóżku.
- Nie powinienem tego mówić. Ona już mnie zabije za to, że się wygadałem. Zatrzymała się u mnie w domu. – odparł Cesc, wypuszczając głośno powietrze.
- Ja muszę z nią porozmawiać. Chcę wszystko naprawić.
- Miałeś na to czas, jak była sama w Londynie! Według mnie byliście idealną parą… Ale jak widziałem, że jak ona wyjechała, ty zacząłeś zabawiać się z innymi, pustymi laleczkami, stwierdziłem że to nie ma sensu.
- Ale co nie ma sensu? – spytałem, nie do końca rozumiejąc jego słowa.
- Dowiesz się w swoim czasie. Wtedy kiedy Gabriela będzie gotowa, na rozmowę z tobą. – odpowiedział smutno. Wstałem z jego łóżka i wyszedłem z pokoju. Musiałem wyjść. Przewietrzyć się.
Musiałem zastanowić się nad swoim życiem i chorymi związkami, które miały miejsce po wyjeździe Gabi.
Jestem idiotą.
______
 a więc jestem! Odcinek widzicie, macie tu trochę Gabi, trochę Sergia :D
 a na spotkanie jeszcze ciut poczekacie ^.^ a mianowicie w następnym MOIM odcinku ^^
Mini próbne matury zdanie! Choć mogło być lepiej.
Pozdrawiam :*

piątek, 26 kwietnia 2013

24. She's back

  Staliśmy w tłumnym holu lotniska, ja i Cesc. Czekaliśmy na przylot samolotu z Londynu. Zaraz ujrzymy naszą przyjaciółkę Gabrielę z roczną Dalią na ręku, naszą małą chrześnicą. Pierwszy zobaczyliśmy ją gdy miała trzy tygodnie, gdy polecieliśmy do Anglii by zostać jej rodzicami chrzestnymi.
   - Kiedy one przylecą? – jęczał Cesc, drepcząc w miejscu.
   - No przestań, zaraz ich zobaczysz. – zaśmiałam się, a wtedy rozbrzmiał damski głos w głośnikach, informujący wszystkich, że samolot z Londynu właśnie wylądował. – No widzisz. – kiwnęłam głową, a ten jakby się trochę wyluzował.
Po kilku minutach z jednego z korytarzy zaczęli wychodzić ludzie, jak się okazało właśnie z tego lotu, ponieważ między nimi wypatrzyliśmy nasze dwie kochane Solis.
   - Moje kruszynki! – zawołał Cesc i pierwszy je wyściskał, a zaraz ja.
   - Nawet nie wiesz jak się cieszymy, że was widzimy. – uśmiechnęłam się szeroko.
   - My tak samo. – odpowiedziała Gabriela, a Dalia zawtórowała jej wesołym gaworzeniem. Cesc wziął bagaże dziewczyn i ruszyliśmy na parking, do jego samochodu.
Jakieś pół godziny później byliśmy już w domu Fabregasa, gdzie czekały na nas dwie ukochane naszego przyjaciela, Daniella i ich córka Lea.
  Dziewczynki od razu zaczęły się wspólnie bawić w kojcu, a my mogliśmy usiąść i na spokojnie porozmawiać. Chwilę później dojechał i David, który był pożegnać się z dziewczynkami, bo Patricia chce je zabrać na prawie trzy tygodnie do Włoch, na wakacje. Wrócą przed samym ślubem.
Siedzieliśmy tak do późna, dziewczynki już spały, a nasi panowie też już powinni. Bowiem jutro po południu wylatują na zgrupowanie reprezentacyjne. Nie zobaczymy ich przez najbliższy tydzień.
   - Będziemy się już zbierać. – zakomunikowałam.
   - Już? – zapytała zdziwiona Dani, a później spojrzała na zegarek.
   - No już, już. Ja muszę się nacieszyć moją przyszłą żoną, przed tygodniową rozłąką. – zaśmiał się Villa.
   - Kurczę, faktycznie. – zreflektował Cesc i spojrzał roześmiany na swoją partnerkę.
Pożegnaliśmy się z trójką i wyszliśmy z domu Fabregasa. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę.
   - Wiesz co, cieszę się, że Gabriela przyleciała wcześniej. – powiedziałam w pewnym momencie.
   - To widać. – uśmiechnął się. – Zauważyłem pewną rzecz. Im Dalia staje się starsza, tym bardziej zalatuje mi z wyglądu do Busquetsa.
   - Wiem David, też to widzę, ale nie powiem o tym przy Gabi. Nie wiem jakby zareagowała, bo jakby nie patrzeć to coś do niego czuła… Może i nadal czuje… Muszę z nią o tym poważnie porozmawiać. No przecież oni tak fajnie razem wyglądali. Że też musieli się rozejść. – mówiłam.
   - Kochanie, coś mi się zdaje, że mamy powtórkę z rozrywki. – zaśmiał się, spoglądając na mnie i zatrzymując samochód na światłach.
   - To znaczy? – nie rozumiałam.
   - Znów to przeżywasz, tak jak te dwa lata temu. – chwycił moją dłoń i ucałował jej wierzch.
   - Co ja na to poradzę? To moja przyjaciółka i się o nią martwię. – zajęczałam.
   - Wiem Kat, kocham cię za ten twój optymizm i martwienie się o cały świat. – zaśmiał się, za co oberwał ode mnie z łokcia.

  Następnego dnia spotkaliśmy się wszyscy w domu mojego brata. Dalia i Lea bacznie obserwowały swojego trochę starszego kolegę, który zaczynał już chodzić. Mały Bryan Pedrito Rodriguez to mój pierwszy chrześniak, syn mojego brata i Caroliny, którzy w zeszłym roku zaskoczyli wszystkich i zorganizowali wesele niespodziankę. Ściągnęli do małego kościółka małą liczbę gości, tych najbliższych i złożyli sobie przysięgę małżeńską w obecności świadków, księdza i Boga. Długo siedzieliśmy, ale w końcu nadszedł czas by David, Pedro i Cesc pojechali na miejscowe lotnisko, gdzie mieli zarezerwowany szybki lot do Madrytu. Padło na to, że ja ich odwiozę, a dziewczyny zostaną z pociechami w domu.
  Zapakowaliśmy się wszyscy do samochodu Villi i pojechaliśmy na lotnisko. Tam przywitałam się z wszystkimi reprezentantami Hiszpanii z barcelońskiego klubu, a przyznam, że trochę ich jest. Trener Del Bosque już na Mistrzostwach Świata 2014, które oczywiście wygrali, zaufał młodej krwi z Katalonii. Teraz Tello, Bartra, Montoya i Alcantara to podstawa w kadrze hiszpańskiego trenera.
Zauważyłam też Sergio, a obok niego ta wytapetowana lalka, która na każdym kroku musiała się do niego kleić. To było już nie tyle nudne, co niesmaczne. Odkąd Gabi wyjechała do Londynu, Katalończyk często zmieniał partnerki, ale każda była coraz gorsza. Co ma teraz? Pustą, blondynkę, lecącą na jego pieniądze, interesującą się sławą, która od czasu do czasu zaspokoi jego potrzeby seksualne.
  W końcu chłopaki dostali informację, że ich samolot już czeka na pasie startowym. Najpierw pożegnałam się z Ceskiem, później z bratem, a na końcu wpadłam w mocne ramiona mojego narzeczonego.
   - Będę trzymać za ciebie mocno kciuki, żebyś strzelił dużo goli. – uśmiechnęłam się i musnęłam jego usta swoimi.
   - Więc każdy gol zadedykuję tobie. – pocałował mnie w czubek nosa. – Pa, mój ty Kocie. – wbił się zachłannie w moje usta i po chwili już doganiał swoich przyjaciół, idących w stronę tunelu. Pomachałam im jeszcze i poczekałam na moment gdy znikną już całkiem z mojego pola widzenia. 

  Siedzieliśmy w samolocie. Lecieliśmy już całą reprezentacją do Urugwaju, na towarzyski mecz. Zebraliśmy się w małą grupkę i siedzieliśmy w jednym miejscu. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy.
   - Za chwilę wylądujemy i od razu musimy pędzić na trening, a dziewczyny sobie tam leniuchują w Barcelonie. – wyjęczał Pedro.
   - Cztery kobiety z dziećmi, bez mężczyzn… Co one tam robią? – rozmyślał Cesc, leżąc wbity w swój fotel z nogami wyłożonymi na miejsce przed nim.
   - Wyobraź sobie, że one mają co tam robić bez nas. Ploty, zakupy i tak dalej. – zaśmiałem się.
   - No, ale zaczekajcie… - wtrącił Andres. – Kathy, Carolina i Dani. Która czwarta? – zapytał.
   - Gabriela. – palnął bez namysłu Cesc, a Sergio, siedzący obok mnie, od razu podniósł wzrok i spojrzał dookoła, na każdego z nas. Nagle zakasłałem. Pedro wstał i powiedział, że musi do toalety.
   - Cesc, ciebie chyba Geri wołał. – powiedziałem. Wstał i poszedł na początek samolotu, gdzie siedział Pique. Ja również ulotniłem się i wróciłem na swoje miejsce, obok Torresa. Po chwili tuż obok pojawił się Busquets i stanął nade mną.
   - Gabi jest w Hiszpanii? – zapytał.
   - A wyobrażasz sobie ślub Kathy bez jej najlepszej przyjaciółki? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
   - No nie… - zaciął się. Opuścił głowę i wrócił na swoje miejsce. Widać było, że w tym momencie był bardzo, ale to bardzo zamyślony. 
_________________________________________
 Zaczęłyśmy drugą serię, która mamy nadzieję, że również Wam się spodoba :) 
Skończyłam pisać testy. Powiem tak - mogło być lepiej.  
Komentujcie!  

wtorek, 23 kwietnia 2013

23. Epilog + Prolog II części



*Dwa lata później*


Minęły dwa długie lata odkąd poznałam Sergio Busquetsa. Odkąd wyjechałam do Londynu, nie odzywał się do mnie ani razu. Nie zadzwonił. Nie napisał głupiego smsa. Nic. Zero. Chciałam mu tak wiele powiedzieć…
Kiedy wróciłam do Anglii, pierwsze co to pojechałam do szpitala. Do ojca, który miał wylew. Po kilku tygodniach zmarł, więc zostałam całkowicie sama. Potem dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Martwiłam się jak sobie dam z tym wszystkim radę, lecz mój ojciec w testamencie dostawił mi dobrze prosperującą firmę, więc nie musiałam się martwić o pieniądze. Może między nami nie było idealnie, ale w dokumencie, który został spisany w obecności prawnika, podkreślał wielokrotnie, że mnie przeprasza za wszystko i że kochał mnie zawsze.
Wielokrotnie chciałam zadzwonić do Sergia, ale kiedy zobaczyłam w gazecie jego zdjęcie z naprawdę ładną dziewczyną, wydawał się być szczęśliwy. Odpuściłam już na starcie i stwierdziłam, że wychowam nasze dziecko sama. Cesc i Katherina obiecali, że nigdy nie powiedzą Busquetsowi. Prawdziwi z nich przyjaciele. Po porodzie, przez kilka tygodni mnie wspierali i pomagali jak tylko mogli. Byłam im za to cholernie wdzięczna.  Teraz Dalia Valentina Solis ma skończony rok i obie dostałyśmy zaproszenie na ślub jej chrzestnej – oczywiście Katheriny z Davidem. Bardzo się cieszyłam, że wreszcie się na to zdecydowali. Co do mojego przyjaciela – chrzestnego Dalii… Został tatusiem, miesiąc po tym jak ja urodziłam moje oczko w głowie. Również urodziła mu się córeczka – Lea. Nawet nie wiecie jaki był szczęśliwy!

Teraz czas wrócić do Hiszpanii – do miejsca, gdzie to wszystko się  zaczęło.
 _________
no to mamy epilog części I, który jest zarazem prologiem do II.
Coppernicana pozdrawia Was zza książek, i ja również.
Trzymajcie za mnie i za nią kciuki!
Testy gimnazjalne u Coppernicany, a u mnie mini próbna matura z matematyki....
Jak tam emocje przed meczem? Bo u mnie sięgają już zenitu!
Pozdrawiam Was gorąco :*

sobota, 20 kwietnia 2013

22. Travel

   Byliśmy w trasie od szóstej rano. Po prawie ośmiu godzinach jazdy w końcu David zaparkował na podjeździe ładnego i dużego domu. Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu, w progu stanęła niska niewysoka, tęgawa brunetka.
   - Babcia! – krzyknęły dziewczynki i od razu pobiegły w jej stronę.
   - Moje dwie wnusie kochane! – zawołała kobieta, a David się zaśmiał. Objął mnie ramieniem i po prowadził mnie właśnie w kierunku jego mamy i córek. Za chwilę miałam poznać jego rodziców. Stres!
   - Cześć mamo. – podszedł do niej i ucałował w policzek.
   - Witaj synku. – uśmiechnęła się szeroko. – To pewnie Kathy, dziewczyna o której tak wiele słyszałam? – spojrzała na mnie. – Dorita Sanchez, cieszę się, że w końcu mogę zobaczyć wybrankę syna. – wyciągnęła dłoń w moją stronę.
   - Katherina Rodriguez, mi też miło panią poznać. – przedstawiłam się i uścisnęłam jej dłoń z uśmiechem.
   - Zapraszam, wchodźcie do środka. – powiedziała, a dziewczynki chwyciły ją za obie dłonie i weszły z nią w głąb domu. David przepuścił mnie pierwszą. Podążyłam za panią domu i dziewczynkami. Po chwili w korytarzu pojawił się i starszy mężczyzna, z czarnymi włosami przesianymi siwymi. – Jose, mówiłam, że ten rok jest wyjątkowy, rozwód, dwa śluby no i nowa miłość. naszych dzieci. – uśmiechała się matka Davida.
   - I ja się z tego powodu bardzo cieszę. – odrzekł pan Villa. – Jose Manuel Villa. – podał mi dłoń. Przedstawiłam się i ją uścisnęłam. Wedy do domu dosłownie wpadła młoda, drobna brunetka wraz z wysokim i dobrze zbudowanym chłopakiem. To była młodsza siostra mojego lubego, przyszła panna młoda ze swoim narzeczonym. Poznałyśmy się, a zaraz po tym Elsa w całości oddała się w zabawę ze swoimi bratanicami.
   - A tak właściwie to kiedy dojadą Aida z Adamem? – zapytała pani Dorita.
   - Przylecą jutro rano samolotem. Adam miał kłopoty z urlopem i dziś jeszcze pracuje. – odpowiedział David, śmiejąc się z widoku swojej siostry i córek, które dosłownie wchodziły jej na głowę.

  Uwielbiam rodzinę Davida. Wszyscy przyjęli mnie z otwartymi ramionami, są mili i traktują mnie jakbym już należała do ich rodziny.
Następnego dnia, od rana w domu, było dosłownie jak w ulu. Wielkie zamieszanie. David pojechał po znajomą panny młodej, która miała zająć się jej makijażem i fryzurą, Dorita zajmowała łazienkę, a Adam i Jose siedzieli z Zaidą i Olayą. A w tym momencie ja i Aida byłyśmy ciągnięte przez Elsę na górę. Obie nie wiedziałyśmy o co chodzi. Weszłyśmy za nią do jej pokoju. Ona usiadła przy swojej toaletce, a my naprzeciw niej.
   - Dziewczyny ratujcie. – zajęczała.
   - Siostra, co się stało? – zapytała przestraszona Aida.
   - No, bo co jeżeli po ślubie już nie będzie tak samo? Może to uczucie wygaśnie? Może tak naprawdę nie jesteśmy sobie przeznaczeni? – nawijała, a gdy skończyła obie z Aidą spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem.
   - Wątpliwości? – zapytałam rozbawiona.
   - Też mi się tak wydaje. – zaśmiała się starsza z sióstr. – Elsa posłuchaj, chyba każda kobieta na tym świecie ma wątpliwości przed własnym ślubem. Mama mi opowiadała, że miała, ja również, nie wiem jak było z Patricią, ale szczerze powiedziawszy, mało mnie to interesuje, nie lubiłam jej. Teraz ty je masz, a i Katherinę to czeka. – spojrzała na mnie i mrugnęła powieką.
   - No, ale…
   - Kochasz go? – przerwała jej siostra.
   - No tak, ale…
   - Znacie się praktycznie od dziecka. Rodzice go lubią, ja i David też. Jesteście przyjaciółmi od zawsze, a chodzicie ze sobą od szkoły średniej. Pasujecie do siebie. I mogę dać sobie rękę uciąć, że on też cię bardzo kocha. – uśmiechnęła się do niej.
   - Dzięki, już mi trochę lepiej. – westchnęła z lekkim uśmiechem. – Kathy, a może ty teraz coś powiesz o tobie i naszym bracie? – ożywiła się od razu.
   - No właśnie. – wyszczerzyła się Aida. – Z perspektywy Davida to wiemy, że najpierw, wcześniej, wcześniej, byłaś po prostu młodszą siostrą kumpla, później poznał cię lepiej i inaczej, no i wyszło co wyszło. – poruszyła brwiami Villa.
   - Ja miałam tak samo i cieszę się, że tak to wszystko się ułożyło. – uśmiechnęłam się. Wtedy otworzyły się drzwi pokoju i w progu pojawił się David.
   - Przywiozłem Agnes. – powiedział i przepuścił ją w progu. Razem z Aidą wstałyśmy i wyszłyśmy z pokoju, zostawiając przyszłą pannę młodą z jej kosmetyczką i fryzjerką.

  Cała ceremonia była cudowna. Słysząc piękne słowa ich własnej przysięgi, sam uśmiech wchodził mi na usta. Widać było, że się bardzo kochają. Gdy wypowiadali sobie te słowa, czułam jak David mocno ściska mnie za dłoń. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się, a on ucałował mnie w czubek głowy.
  Na przyjęciu, tuż obok pary młodej, atrakcją wśród ciotek Davida, byłam oczywiście ja – jego nowa dziewczyna.
  Przed dziesiątą odwieźliśmy dziewczynki do rodzinnego domu Davida, gdzie miała tam z nimi zostać wynajęta opiekunka, czyli zaufana wnuczka sąsiadki.
Wróciliśmy na salę bawić się dalej.
Stałam oparta o filar i przypatrywałam się, tańczącej młodej parze. Po chwili poczułam, że ktoś łapie mnie w talii i kładzie głowę na ramieniu. Od razu rozpoznałam go po zapachu jego perfum, do których miałam i tak za dużą słabość.
   - O czym tak myślisz? – zapytał.
   - Gdy byłam małą dziewczynką, zawsze marzyłam o ubraniu takiej białej, pięknej sukni i zatańczyć w niej ze swoim księciem z bajki. – odpowiedziałam rozmarzona.
   - A teraz? Teraz o tym nie marzysz? – zamruczał mi do ucha.
   - Jak myślisz? – zachichotałam cicho.
   - Myślę, że nadal śnisz o ślubie, białej sukni no i co najważniejsze, tym jedynym i ukochanym księciu, księżniczko. – zaśmiał się i skradł mi szybkiego całusa. – Mogę ci obiecać, że doczekasz takiego wydarzenia.
   - A co, wynajmiesz tego księcia? – zaczęłam się droczyć.
   - Pfff, myślałem o sobie. – pokręcił zabawnie głową.
   - Mam to traktować jako oświadczyny? – zaśmiałam się.
   - Może. – puścił mi oczko. – Chodź zatańczyć. – uśmiechnął się i pociągnął mnie za sobą na parkiet.

  Poniedziałkowe popołudnie. Prosto z trasy pojechaliśmy odwieść dziewczynki. Z jednej strony cieszyłam się po tym weekendzie, ale z drugiej, czułam pewien niepokój. Poprosiłam Davida żeby jeszcze zanim dotrzemy do domu, zahaczył o dom Pedra.
  Na podjeździe stał samochód mojego brata, ale i Cesca. Przy otwartym bagażniku stał właściciel wraz z Pedro, a tuż obok Carolina i Gabriela. Gabriela stała oparta o otwarte drzwi od strony pasażera. Wysiedliśmy razem z Davidem i podążyliśmy w ich kierunku.
   - Na pewno chcesz wyjechać? – zapytał niepewnie Fabregas naszej przyjaciółki, a ona kiwnęła głową.
   - Jak to wyjechać? – zawołałam, a oni dopiero teraz zauważyli naszą obecność. Podeszłam do Gabi i stanęłam obok niej. – Dlaczego wyjeżdżasz? Gdzie?! – spojrzałam na nią.
   - Wracam do Londynu. – odparła cicho.
   - To jest jej jedyna odpowiedź od wielu, wielu godzin. Nic więcej się od niej nie wyciągnie. – wtrącił Cesc.
   - Gabi, stało się coś? – pytał Pedro.
   - Nie, nic się nie stało. Cesc, możemy już jechać? – zapytała, a ja czułam, że coś musi być na rzeczy. Bez powodu by nie wyjeżdżała.
   - Na pewno? – znów zapytał pomocnik Blaugrany.
   - Tak. Odwieziesz mnie na to lotnisko, czy mam zadzwonić po taksówkę? Nie chcę się spóźnić na samolot. – powiedziała i wsiadła do samochodu. Fabregas tylko wzruszył ramionami i zrobił to samo. We czwórkę staliśmy i podążaliśmy wzrokiem za wyjeżdżającym samochodem piłkarza.
   - Czy ktoś coś z tego rozumie? – zapytałam podniesionym tonem, spoglądając na każdego po kolei. Równocześnie pokręcili głowami. 
__________________________________
 Eeeee, znów jednodniowy poślizg, no ale mamy wytłumaczenia...
Inszaaa - próbne matury.
Ja - egzamin do bierzmowania i egzaminy gimnazjalne. 
 Obie mamy urwanie głowy. 
Właśnie przeczytałyście ostatni odcinek pierwszej serii. Przed nami jeszcze epilog, który za razem będzie prologiem do drugiej serii przygód Gabrieli, Katheriny, Sergio i Davida. :))
 

wtorek, 16 kwietnia 2013

21. Crazy



Obudziłam się koło dziewiątej. Byłam strasznie nie wyspana. Całą noc spędziłam na wysyłaniu listów  motywacyjnych do firm.  Szlag mnie już trafia, że wciąż nie mogę znaleźć sobie pracy i cały czas siedzę Pedro i Carolinie na głowie.
O Katherinie nawet nie będę wspominać. Wyjechała sobie z samego rana z niejakim Davidem Villą na ślub jego siostry i nie musi słuchać moich narzekań.  Wiem, jestem wyjątkowo nieznośną osobą. Wciąż się dziwie jak ona i Cesc ze mną wytrzymują.  Kiedy wstałam z łóżka i podeszłam do szafy z w celu wybrania sobie ubrań na tej jakże słoneczny i bardzo ciepły dzień, rozdzwonił się mój telefon. W duchu się modliłam by to nie był Sergio, bo nie miałam ochoty ani go widzieć ani go słyszeć.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu nazwę „ Cesc”
Odebrała natychmiastowo.
- Cześć moja kochana! – usłyszałam jego głos. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Uwielbiałam jak tak do mnie mówił.  Czułam się taka wyjątkowa.
- Witaj przyjacielu – zaśmiałam się. Lubiłam podkreślać, że jest mi bliski, tak samo jak Katherina.
- Dzisiaj Puyol organizuje imprezę u siebie. Wpadasz ze mną?
- A Puyol to ten w kręconych włosach? – wiem, to było głupie pytanie, ale szczerze mówiąc nie pamiętałam go. Za dużo ludzi poznałam w dniu imprezy powitalnej, więc po prostu mam prawo nie pamiętać.
- Tak, to ten – zaśmiał się Fabregas. – To jak, wpadasz?
- Z tobą zawsze.
- To będę u ciebie koło siedemnastej. Do zobaczenia. – kiedy odpowiedziałam mu „ cześć”  rozłączył się.
Ubrałam szorty i szarą bluzkę na ramiączkach.
Po umyciu się, zeszłam do kuchni, gdzie krzątała się Carolina.
- Wyjdziemy gdzieś? Już wariuję w tym domu – zaproponowała i zajęczała.  Kiedy zrobiłam sobie kanapkę, odwróciłam się do niej i szeroko uśmiechnęłam, co miało oznaczać zgodę.
- A co proponujesz? – zapytałam, pijąc herbatę o smaku mango.
- Mam ochotę pójść na plażę. – powiedziała rozmarzonym głosem.
- Nie ma problemu. Potowarzyszę ci. Chwilę się poopalamy, ale oczywiście będziemy uważać na to maleństwo – podeszłam do niej i dotknęłam jej brzucha, który jeszcze był płaski. To niesamowite, że  mała istotka rozwija się w jej brzuchu. Uśmiechnęłam się do niej i kontynuowałam swoje śniadanie.
Carolina poszła się przebrać, a ja po dokończeniu posiłku zrobiłam to samo.

Po około godzinie później już leżałyśmy na piasku wygrzewając swoje ciała na słoneczku. Carolina oczywiście wygrzewała swoje nogi, a brzuch przykryła przewiewną sukienką. Twarze miałyśmy skierowane do słońca, by nabrać trochę koloru w miarę  możliwości. Oczywiście nie obyło się bez sprawdzenia temperatury wody. Zanurzyłyśmy nogi to połowy ud. Woda była krystalicznie czysta i ciepła. Aż żal było wychodzić, ale niestety czas mnie naglił.
Koło czternastej wróciłyśmy do domu. Pedro oczywiście na wejściu pomarudził, że Carolinie wszystkiego nie wolno, ale sama zainteresowana puściła to koło uszu. Widać, że miała dość nadopiekuńczego zawodnika FC Barcelony. Najpierw ona wzięła prysznic a potem ja.
Po zmyciu z siebie barcelońskiego piasku i owinięciu się w ręcznik, wyszłam z łazienki kierując się prosto do swojego pokoju. Stałam przed otwartą szafą z odwiecznym dylematem każdej kobiety, która wychodzi na imprezę: Co na siebie włożyć?
Po około pół godzinnym wybieraniu i odrzucaniu ubrań, wybrałam coś co mnie wreszcie satysfakcjonowało.  Czerwona tunika, jeansowe krótkie szorty i voila.
Po ubraniu się, wysuszyłam trochę włosy i umalowałam się delikatnie. Pokreśliłam tylko oczy tuszem i kredką. Nic specjalnego.
Koło szesnastej trzydzieści pojawił się Cesc. Oczywiście się zdziwiłam, bo on nie należy do tych którzy przychodzą punktualnie. Wręcz przeciwnie  - wiecznie się spóźnia.
- Musimy mu pomóc trochę – opowiedział na moje pytanie, dlaczego jest tak wcześnie.
Przytaknęłam i po zabraniu torebki z telefonem i innymi babskimi rzeczami, wsiadłam do jego samochodu i pojechaliśmy w stronę domu Carlesa Puyola.
- Dziękuję ci, że o mnie pomyślałeś – powiedziałam, patrząc na przyjaciela. Byłam mu wdzięczna, że starał się ze wszystkich sił  zorganizować czas dla mnie, Katheriny i swojej dziewczyny Danielli.
- Jesteś moją  małą Gabi. Będziesz dla mnie jak młodsza siostra – puścił mi oczko, a ja uśmiechnęłam się.  To się nazywa prawdziwy przyjaciel.
- A czemu Daniella z tobą nie pojechała?
- Wyjechała do rodziców na jakiś tydzień – uśmiechnął się chytrze.
Podjechaliśmy pod dom Puyola i sam zainteresowany już stał w drzwiach. Przywitaliśmy się z nim i od razu zabraliśmy się do przesypywania rzeczy do misek.  Carles zaczął jeszcze „ ogarniać” dom, więc ja zajęłam się ustawianiem wszystkich rzeczy do jedzenia i picia na dużej ławie w salonie.
Po godzinie siedemnastej goście zaczęli się zbierać. W domu robiło się tłoczno a muzyka grała głośno. Oczywiście byli piłkarze ze swoimi dziewczynami, byli też single i po prostu jego koleżanki. Nie byłam sama. Niestety przyjechał też Sergio. Starałam się go unikać lecz się nie dało. Cesc  tańczył z jakąś nowo spotkaną dziewczyną i mnie zostawił samą. Kiedy zaczęli grać wolną piosenkę podszedł do mnie i poprosił do tańca. Nie wiem czemu się zgodziłam. Staliśmy przytuleni do siebie i kołysaliśmy się w rytm piosenki.  Nie odzywaliśmy się do siebie, lecz czułam, że Sergio na mnie zerka. Po przetańczeniu „ wolnego” wzięłam swojego drinka. Stałam oparta o blat stołu w kuchni, kiedy on znowu do mnie podszedł i jak gdyby nigdy nic wpił się w moje usta. Nie panowałam już wtedy nad sobą. Wyprowadził mnie z domu i zawiózł do swojego mieszkania, które znajdowało się niedaleko od domu Puyola. Kiedy przekroczyliśmy próg , ponownie wpił się w moje usta, z tym, że nawzajem pozbywaliśmy siebie ubrań. Położył mnie delikatnie na swoim łóżku w sypialni i dalej całował. Straciłam kontrolę nad czasem a przede wszystkim nad sobą.
Niech się dzieje co chcę pomyślałam wtedy i oddałam się całkowicie  jemu.
 _____
został ostatni odcinek Coppernicany i mój epilog, do zakończenia I serii tego opowiadania!
Znowu tu namieszałam i od razu mówię, że nie będzie później kolorowo ^^
Ale ja już milczę! Nic nie wiecie :D

piątek, 12 kwietnia 2013

20. Little Family

   Obudziłam się, ponieważ ktoś uciążliwie dzwonił do drzwi. W pokoju panował półmrok, spowodowany zasłoniętymi roletami. Miałam na sobie tylko T-shirt Davida. Sięgnęłam po czarne leginsy i w drodze na dół, ubrałam je na siebie. W przelocie jeszcze spojrzałam na zegarek. Wolna sobota, godzina ósma rano. Kto to mógł być? Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. W progu stała niewysoka brunetka o ciemnej karnacji. Prychnęła na mój widok.
   - Jakoś nie dziwi mnie widok jakiejś kobiety tutaj. – zaśmiała się. – Ale zaraz, zaraz… Pamiętam cię. Katherina, młoda Rodriguez. Nie dziwi, lecz nie myślałam, że David sobie tak szybko kogoś znajdzie.
   - Tak Patricia, ja też się cieszę, że cię widzę, ale czy nie miałaś być z dziewczynkami dopiero…
   - Dopiero o jedenastej, czyli za trzy godziny. – rozległ się głos Davida, schodzącego po schodach.
   - Tak, wiem, ale musimy wcześniej wyjechać z Rico, więc wcześniej przywieźliśmy Zaidę i Olayę. – uśmiechnęła się, wcale nie szczerze. Wtedy pod drzwi przybiegły dwie roześmiane córki Villi, a za nimi wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, który zapewne był jej facetem.
   - Tata! Ciocia! – zawołały równo i wbiegły do środka.
   - Nie zapomnij je odwieść jutro wieczorem. – zamierzyła mnie wzrokiem i podała Davidowi dwa kolorowe plecaki, w których były rzeczy dziewczynek.
   - Nie martw się o to. – odpowiedział. Odeszli, a my wróciliśmy do salonu, gdzie były już dziewczynki.

  Włożyłam ostatnie klocki do pudełka i skierowałam się na górę. Zajrzałam do gościnnego pokoju, gdzie dziś dziewczynki miały spać. Chciały by David opowiedział lub przeczytał im przed snem, więc tej nocy ich pokoiki były puste, a duże łózko w gościnnym było oblegane przez Guaje i jego dwie małe pociechy.
Spędziliśmy z nimi cały dzień. Czułam się jakby to była moja rodzina, od dawna. Bardzo polubiłam Zaidę i Olayę, no i myślę że z wzajemnością. Obie to dwie pocieszne, słodkie, mądre i zabawne istotki.
Zajrzałam do pokoju, a oczy całej trójki od razu skierowały się na mnie.
   - To wy jeszcze nie śpicie? – zaśmiałam się, a małe pokręciły główkami.
   - Czekamy aż tata skończy opowiadać. – oznajmiła Zaida. – Ty też ciociu chcesz posłuchać? – uśmiechnęła się i przesunęła się do siostry, przywołując mnie do nich.
   - A o czym jest ta historyjka? – zapytałam. – Tak w skrócie poproszę.
   - Dwie księżniczki… - zaczął David, ale Olaya mu przerwała.
   - Które nazywają się Olaya i Zaida. – wykrzyknęła.
   - Mieszkają one w swoim zamku i wiodą sobie cudowne życie, ale któregoś dnia nad murami ich twierdzy zaczął latać smok. – mówił dalej, a ja się zaśmiałam i położyłam obok nich. – No i nie wiem jak to zakończyć, bo dziewczynki mnie męczą żebym opowiadał i opowiadał, a gdy skończę, to dopiero powiedziały, że zasną.
   - Więc… - uśmiechnęłam się. – Księżniczki na razie nie mają swych książąt? – zapytała, a każdy pokręcił głowami. – No dobrze. Obok królestwa przejeżdżało właśnie dwoje książąt na swoich wiernych rumakach. Spostrzegli smoka i pognali tam. Chcieli go pokonać, ale okazało się, że smok jest niegroźny. Zaprzyjaźnił się z królewnami i królewiczami. W piątkę zamieszkali w jednym zamku.
   - I żyli długo i szczęśliwie? – zapytała uradowana Zaida, a ja skinęłam głową.
   - No to teraz, tak jak obiecałyście, spać. – zaśmiał się David.
   - A może jeszcze jedna bajka? – zapytała z nadzieją Olaya.
   - Jutro. – pocałował obie w czoła. – Dobranoc. – wstał.
   - Miłych snów. – dodałam od siebie.
   - Dobranoc. – odpowiedziały równo i zgasiliśmy duże światło, zostawiając zaświeconą małą lampkę w kącie pokoju.
   - Uwielbiam twoje córki. – uśmiechnęłam się do niego, gdy wchodziliśmy do sypialni.
   - Ich się nie da nie uwielbiać. – zaśmiał się, zdejmując swoją koszulkę.
   - Ja ogólnie lubię dzieci. – odpowiedziałam, a ten wtedy mnie objął. Uwielbiałam gdy mnie przytulał, będąc bez koszulki. Czułam jego ciepłe ciało i mogłam dotknąć torsu.
   - Powiadasz, że lubisz dzieci. – poruszył zabawnie brwiami i mocniej mnie do siebie przyparł.
   - Lubię. – zaśmiałam się.
   - W takim razie może kiedyś namówię cię jeszcze na takiego małego Villę. Hmm? – powiedział rozbawiony.
   - Kiedyś… Czemu nie. – wyszczerzyłam się.
   - W takim razie nic nie szkodzi na przeszkodzie, żeby zacząć treningi. – podniósł mnie i przeniósł całą roześmianą na nasze łóżko.

  Całe dwa dni spędziłem z trzema najważniejszymi dla mnie kobietami. Bardzo cieszy mnie ten fakt, że dziewczynki uwielbiają Katherinę, a ona je. Jednak niedziela dobiegała już końca, a ja musiałem odwieść moje dwa słoneczka do Patrici. Niedawno powiedziałem byłej żonie o tym, że chciałbym zabrać je w przyszłym tygodniu do Langreo, na ślub Elsy. Dziś chcę poruszyć ten temat i mam nadzieję, że je puści i nie będzie robić zbędnych problemów.
Dziewczynki pożegnały się z Kathy i zapakowałem je do samochodu.
   - Tato, a czy następnym razem gdy do ciebie przyjedziemy, ciocia też będzie? – zapytała siedmiolatka, gdy zatrzymałem się na kolejnych światłach.
   - A chciałybyście?- zaśmiałem się, patrząc we wsteczne lusterko.
   - Tak, ciocia jest fajna. – odezwała się mała Olaya.
   - W takim razie będzie. – odpowiedziałem z uśmiechem, zmieniając bieg i startując.
  Odprowadziłem dziewczynki i poprosiłem Patricie o chwilkę rozmowy. Zapytałem o to czy mogę zabrać dziewczynki na ten ślub. Ponarzekała sobie, ale się zgodziła. Mogłem teraz zabrać do Asturii całą trójkę. Cieszyłem się jak mało kiedy.

  Wyjeżdżałam po ruchomych schodach w dużym centrum handlowym, w którym umówiłam się z Gabrielą i Cesciem. Jeszcze gdy we trójkę mieszkaliśmy w Londynie, często tak się spotykaliśmy. I szczerze przyznam, że mi tego brakowało. Chcieliśmy się spotkać tak jak wcześniej i przy okazji pomóc mi wybrać sukienkę na wesele, na które idę z Davidem, a Cesc miał zaakceptować tą kreację męskim okiem. Przeważnie wcześniej tak robiłyśmy, gdy potrzebowałyśmy jakiegoś ubrania, ciągnęłyśmy Fabregasa ze sobą. Przysiadłam się do stolika, gdzie czekali na mnie moi przyjaciele.
   - Cześć wam. – uśmiechnęłam się szeroko. – Co słychać ciekawego?
   - Hej, wszystko w porządku. Jak po weekendzie z małymi pociechami Villi? Nie pytały o wujka Cesca? – zaśmiał się piłkarz.
   - Wątpię. Pewnie były zajęte ciocią Kathy. – śmiała się Gabi.
   - No wiecie co… Dziewczynki są naprawdę wspaniałe, no i Patricia pozwoliła zabrać je Davidowi na ślub jego siostry. Tak więc jedziemy tam we czwórkę. – mówiłam uśmiechnięta.
   - Super. Taka rodzinka. – podsumowała Gabriela.

   - Gabriela, a ty tak właściwie to zastanowiłaś się co do tego mieszkania? – zawołałam, mierząc pierwszą sukienkę, jedną z wielu, które nam się spodobały. Wyjrzałam przez szparkę kotary. Gabi i Cesc siedzieli centralnie naprzeciw mojej przymierzalni, na czerwonej sofie.
   - Najpierw to ja muszę w końcu znaleźć pracę, a później myśleć nad mieszkaniem. – westchnęła. Wyszłam by pokazać jak wyglądam w pierwszej sukience, ale oboje pokręcili głową. Wróciłam i zabrałam się za drugą.
   - A co z Sergio? Ustaliliście coś w końcu? Jesteście razem czy nie? – zapytałam zaciekawiona.
   - Możemy o tym nie gadać? – zajęczała.
   - No dlaczego? Jestem ciekaw co się dzieje pomiędzy moim kumplem z drużyny, a przyjaciółką. Jednej sytuację znam… Jest cholernie szczęśliwa i zakochana po uszy w niejakim Guaje, a co z drugą? – drążył Fabregas.
   - On nadal nie wie czy chce się angażować w jakikolwiek związek. – prychnęła.
   - Weź mu postaw warunek. – znów wyszłam, tym razem już w innej kreacji. – Albo coś ma być między wami, albo nie!
   - Bo przecież widać to z daleka, że między wami iskrzy i to porządnie. – wypowiedział się Hiszpan.
   - Dokładnie Gabi, Cesc ma rację. Co z tą? – wskazałam na sukienkę.
   - Pokaż się w innej. – zakomenderowała Angielka, a ja wróciłam do kabiny. – Tylko, że ja sama nie wiem czego chce. – znów westchnęła.
   - Bo wy oboje to jak dzieci jesteście… - skwitował ich Francesc. – Nie wiecie czego chcecie. – dodał i wbił wzrok w swój tablet. – Kat, właśnie rzucił mi się w oczy pewien ranking. Wiesz, że jesteś zaraz za Antonellą, Shakirą i moją Dani, do odstrzału przez barcelońskie fanki?
   - Że ja?! – wystawiłam głowę przez materiał.
   - No tak. Ostatnio dużo piszą o tobie i Davidzie, że jesteście ładną parą i w ogóle. Takie och i ach. – śmiał się. – Ej, ej, ej! Co ja tu mam! Sergio i piękna nieznajoma!
   - Co?! – ożywiła się Solis.
   - No mam tu wasze zdjęcia. Te dziennikarskie hieny są wszędzie. – pomocnik zacieszał dalej.
   - Pokaż ty mi to. – wyszłam z przebieralni w czerwonej sukience, sięgającej do kolan, z obcisłą spódnicą i luźniejszą górą, z rozcięciami na ramionach. Oboje spojrzeli na mnie i zaniemówili. – Co? Aż tak źle? Ta jest ostatnia!
   - Ej, Gabi, ja się nie znam, ale chyba nie wypada żeby tak towarzyszka brata pani młodej, piękniej wyglądała od niej samej? – zapytał głupio Cesc.
   - Katherino Rodriguez Ledesma! Kupujesz tą kieckę! – wyszczerzyła się szatynka. 
_______________________________________________
 Zacznijmy od:
  Bienvenido Al Mundo Lea Fabregas Semaan ! <33
To już chyba koniec Barcelońskiego Baby Boomu... No chyba, że o kimś jeszcze nie wiemy? 
 Dodam jeszcze to, bo przy tym zdjęciu się rozpływam ^^
Gratulacje Cesc! ♥

 
  Barcelona zagra z Bayernem, co Wy na to?