Chłopaki
już pojechali na stadion, a ja dalej siedziałam w domu brata razem
z jego dziewczyną. Obie zamartwiałyśmy się o Gabrielę. Gdzie ona
mogła się podziać? Jeszcze chwila i będę musiała jechać na
stadion, bo już powołują mnie do meczowego składu medycznego. Po
chwili usłyszałyśmy dźwięk otwieranych drzwi i jakby nigdy nic,
do domu weszła Gabriela. Zerwałam się z fotela i podbiegłam do
niej.
- Wiesz, że telefon wymyślono po
to, żeby móc się komunikować z innymi? – wrzasnęłam. –
Gdzieś ty się podziewała i dlaczego nie odbierałaś?!
- Chciałam po prostu pobyć chwilę
sama. – przewróciła oczami.
- Mogłaś powiedzieć, prawda? –
mówiłam, ciągle się o nią martwiąc. – Jedziesz na mecz?
- Jadę. Dajcie mi chwilę, zaraz
będę gotowa. – mruknęła i poszła na górę.
- I co ja mam z nią zrobić? –
rozłożyłam ręce i usiadłam z powrotem obok Caroliny.
- Daj jej czas. Widać, że nie
zaaklimatyzowała się jeszcze z tym wszystkim. – położyła dłoń
na moim ramieniu.
- A najzabawniejsze są te ich
podchody z Sergio. Mogliby w końcu powiedzieć czy ze sobą są czy
nie. – westchnęłam.
Trybuny Camp Nou były przepełnione
kibicami, Arsenalu, a w większości FC Barcelony. Słychać było
wiele okrzyków związanych z oboma klubami. Wspólnie z lekarzem i
kilkoma asystentami wyszliśmy już i zajęliśmy miejsca dla nas
wyznaczone, tuż obok ławki rezerw naszej drużyny. Po chwili i
swoje miejsca zajęła rezerwa razem ze sztabem trenerskim. Zaraz po
nich wyszli reprezentacji obu drużyn. W barwach Arsenalu, w
pierwszym składzie stanęli: Szczęsny, Vermaelen,
Sagna, Mertesacker,
Gibbs, Rosicky, Arteta, Cazorla, Podolski, Walcott i właśnie sam,
we własnej osobie pan Ramsey! Głupio się szczerzył. Ja nadal nie
mogłam uwierzyć w to, że myślałam, że go kocham i byłam nim
zaślepiona.
Od razu przeniosłam wzrok na drużynę
po drugiej stronie, na naszych: Valdesa, Puyola, Pique, Mascherano,
Albę, Xaviego, Andresa, Sergio, Alexisa, Leo i Davida, do którego
szczerze się uśmiechnęłam, a on mrugnął do mnie powieką. Znów
się zaśmiałam.
Zaczęliśmy. Krótkie podania i
po chwili byliśmy już pod polem karnym rywala. Rozpoczęliśmy
akcję, ale zakończyła się ona tylko rzutem rożnym, pierwszym w
tym spotkaniu. Xavi wybił piłkę, ale Kanonierzy ją posłali
daleko od swojej bramki. Od czasu do czasu zdawało mi się, że
czuję na sobie wzrok piłkarza Arsenalu. Zauważałem też jego
głupkowate uśmieszki. Często spoglądał w stronę naszego sztabu
medycznego. Obiecuję, jeszcze raz tam spojrzy, to mu te oczy
wydłubię!
Do pierwszych czterdziestu minut
było wiele bramkowych okazji, za równo i dla nas jak i dla
Londyńczyków.
Przecisnęliśmy się z grą na
połowę Gunnersów. Piłka była ciągle podawana od Andresa do
Xaviego, Leo, Alby i Sergio. Takie błędne koło. Piłka nie mogła
się przebić dalej. Za dobrze obstawili swoją bramkę i pole. W
pewnym momencie, po lewej stronie znalazła się odrobina miejsca.
Wpadłem tam, a Jordi jakby wyczuł i podał mi futbolówkę. Po obu
stronach miałem obrońców, a za sobą czułem oddech tego
cholernego Aarona. Co mi tam? Próbuję. Oddałem strzał. Idealnie
wbity w prawe okienko nad bramkarzem. Udało się! Pierwszy dopadł
mnie Alba, praktycznie dzięki któremu wsadziłem tą piłkę do
bramki. Później już nie patrzyłem kto mnie obejmuje. Byłem w
jednym wielkim uścisku prawie całej drużyny.
Sędzia odgwizdał koniec pierwszej
połowy, która kończyła się korzystnym wynikiem dla nas. Ucieszeni pognaliśmy do szatni. Tam usłyszeliśmy kilka rad od
Vilanovy i między innymi pochwałę dla mnie. Okey, była chwila
odpoczynku, a teraz wracamy na murawę. Wyszliśmy pierwsi, czekając
na naszych gości. Chodziliśmy po naszej połowie boiska. Zbliżyłem
się do linii i spojrzałem w kierunku ławki, gdzie siedziała
Katherina. Rozmawiała z lekarzami. Śmiała się z czegoś.
Uwielbiałem gdy się śmieje. Miała wtedy takie słodkie dołeczki.
Ona cała jest słodka i piękna. Naprawdę cieszę się z tego, że
poznałem ją na nowo. Wcześniej to tylko była siostra kumpla z
reprezentacji, później także z drużyny. Teraz spojrzałem na nią
całkiem inaczej. Wcześniej jeszcze praktycznie dziewczynka,
nastolatka, teraz dojrzała kobieta. Inteligentna, mądra, mająca
swoje zdanie i poglądy, przekonywująca i uparta, słodka i
bezbronna. Osiem lat różnicy, ale co z tego? Szczerze przyznaję,
że to kobieta dla mnie idealna. Tak, zakochałem się w niej po same
uszy, a nawet i wyżej.
W końcu wyszli. Gwizdek i
zaczynamy drugą połowę. Tak jak wcześniej, chwila i mamy jeden ze
stałych fragmentów gry, tym razem wolny. Jak zwykle przymierzali
się do niego Leo i Xavi. Ustawiliśmy się w polu karnym Arsenalu.
Stanąłem tuż obok Carlesa, ustawionego przed zawodnikami w
czerwonych koszulkach, którzy tworzyli mur. Nagle obok mnie pojawiła
się angielska szesnastka.
- Co Villa, dobrze ci się ją
pieprzy? – roześmiał mi się wprost do ucha. Spojrzałem na niego
ze złością. Miałem ochotę rzucić się na niego i zdjąć mu ten
uśmieszek z twarzy. Puyol szturchnął mnie ramieniem. Spojrzałem
na niego, a w jego wyrazie twarzy wyraźnie można było odczytać
„David, spokojnie! Nie reaguj”.
Usłyszeliśmy gwizdek i po chwili
Xavi wykonał strzał. Minimalnie nad poprzeczką. Zaczęliśmy się
rozchodzić na pozycję. Ramsey, wymijając mnie, splunął mi pod
nogi, po czym pobiegł na środek boiska. Mnie już nosiło.
- Dupek, ale nie daj się
sprowokować. – usłyszałem słowa Tarzana. Miał rację. Nie mogę
dać mu się sprowokować. Jeżeli bym go uderzył, wtedy skończyłaby
się moja gra na dzisiaj. Od razu wyleciałbym z boiska. Jednak nie
zostawię tak tego. Bez kary się nie wywinie.
Gra toczyła się nadal. Nadarzyła
się też okazja by dopiec trochę Aaronowi. Biegł z piłką, a ja
pojawiłem się przed nim. On powiedziałby pewnie, że znikąd.
Pięknie go podciąłem, wyłożył się na murawę, trzymając się
na lewą nogę ze skwaszoną miną. Podleciał sędzia i chwile się
zastanawiał, a w między czasie zdjęli Walijczyka. Sędzia
wyciągnął żółty kartonik, ale co mi tam. Ważne, że ta gnida
dostała za swoje. Dyskretnie przybiłem piątkę z Carlesem i Leo.
Dyskretnie… A założę się, że jeszcze dziś Internet będzie od
tego huczał…
Piłka została odebrana spod nóg
Sergio i podana do Podolskiego, który sprawnie oderwał się od
naszych obrońców. Victor wyszedł, ale ten wpakował piłkę do
siatki. W 65 minucie mieliśmy remis, 1 – 1. Panowie, musimy grać
dalej i to wygrać.
Dostarczono piłkę na środek
boiska, skąd miała być wznowiona. Jednak przy linii końcowej
pojawiła się tablica. Szykowała się zmiana u nas. Obok arbitra
stał młody Tello, a na tablicy zielona trzydziestka siódemka, a
obok czerwona siódemka. Wiem, że w tym meczu dałem z siebie tyle
ile mogłem. Zszedłem, przybijając wcześniej piątki obiema dłońmi
z Cristianem. Podszedłem do naszej ławki rezerw i tam wziąłem
swoja granatową bluzę i bidon z wodą. Nie usiadłem tam. Od razu
poszedłem do ławki sztabu medycznego. Usiadłem obok Kathy z
uśmiechem na twarzy.
- Co to miało być? – zapytała
podbuzowana, a moja radość zmieniła się w zaskoczenie. – Czemu
to zrobiłeś? Bo widziałam, że to nie było przypadkowe.
- Jak to nie? – lekko się
uśmiechnąłem, upijając łyk płynu.
- Może dlatego, że zdążyłam
cię już poznać? – wzruszyła ramionami.
- Po pierwsze, chciałem mu
odebrać piłkę… - objąłem ją ramieniem. – Po drugie musiałem
mu się jakoś odpłacić za… No dobra za nic… - uciąłem.
- David, za co?!
- Za nic. Kocham cię. –
ucałowałem ją w czubek głowy.
Po meczu musieliśmy sprawdzić jak
czują się nasi piłkarze, którym udało się wygrać, dzięki
następnym, wspaniałym dwóm akcjom Leo, w 75 minucie i 89.
W swoim gabinecie miałam naszego
'szczęściarza', Carlesa, który zaczął się skarżyć po meczu na
dyskomfort w lewej kostce.
- Wiesz co ci powiem Kathy? –
zatrzymał się przed samymi drzwiami, bo miał już opuszczać
pomieszczenie. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. – Oboje z
Davidem macie szczęście, że na siebie trafiliście. – uśmiechnął
się.
- Też tak myślę, Carles. –
odpowiedziałam, również z uśmiechem. – Tylko zastanawia mnie
dlaczego aż tak sfaulował Ramseya… - głośno się zamyśliłam.
- Odpłacił się pięknym za
nadobne. Nie powiedział ci?
- Nie powiedział! Carles, proszę!
– zrobiłam oczy proszącego kotka.
- Kat, nie. Jeżeli on ci nie
powiedział…
- Puyi! Proszę… - nie dawałam za
wygraną.
- No dobra, ale nie wiesz tego ode
mnie! – westchnął. – Ramsey zaczął ci w pewien sposób
ubliżać, wprost do ucha Davida. Ten cały buzował, ale trzymał
nerwy na wodzy. Wiedział, że jeżeli się na niego rzuci, wyleci
natychmiastowo z boiska. Znalazł sposób, żeby mu oddać.
Tyle. Broni swego. – mrugnął do mnie oczkiem. – Pa, Kathy. –
pożegnał się i wyszedł, a na moja twarz wpełzł szczery uśmiech.
Czekał na mnie na podziemnym
parkingu, tuż obok swojego samochodu. Podeszłam uśmiechnięta i
uwiesiłam mu się na szyi.
- Co to za zmiana nastawienia?
Wcześniej zła za to, że… - przerwałam mu, wpijając się w jego
słodkie usta.
- Kocham cię, ty mój obrońco. –
wyszeptałam z uśmiechem, patrząc mu w oczy.
- No ładnie, który wygadał? –
przewrócił oczami.
- Żaden. – zaśmiałam się. –
Dziękuję. – uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego.
___________________________
To może zaczniemy od:
Bienvenido Al Mundo Bryan Rodriguez Martin ! <33
A tak poza tym... Szkoła mnie wykańcza! Ja już chcę być po egzaminach gimnazjalnych! >.<
I znów rozdział z jednodniowym poślizgiem, ale... Nie wyrabiam :(
świetny rozdział :> Oj David, David dobrze, że nie na czerwoną kartkę ^^ ale jesteś prawdziwym "obrońcą" . . Są słodscy *__* Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńsuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńAle oni są słodcy! :D No i David bardzo dobrze zrobił. Ja to bym go tam zabiła :D Czekam na nowość!
OdpowiedzUsuńHehs, jaki David <3 <3
OdpowiedzUsuńSłodziaki z nich.
i nadrobiłam :P huehuehue :D Fajnie i słodko *.* David jest cudowny i mam nadzieję, że Sergio się ogarnie... Gabi nie może cierpieć ;)
OdpowiedzUsuńO David sie spisal <3 dobrze, ze nie naskoczyl na niego na boisku :)
OdpowiedzUsuńKathy i david =) no uwielbiam ich.
A co do Sergia i Gabi to czekam na ich rozwoj dalszej znajomosci =) niech w koncu zamieszkają razem xd
Oooo ale bym przywaliła takiemu chamowi
OdpowiedzUsuńOooo nawet do szpitala by gościa nie przyjęli
Zapraszam na ósemeczkę na: http://solo-tengo-que.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)))