piątek, 31 maja 2013

34. Epilog

   Gdy na weselu Gabi powiedziała, że moja rodzina się powiększy, miałam ochotę ją udusić. Zaraz po tym przylecieli do nas moi rodzice, państwo Villa i nasze rodzeństwo. Wszyscy z pytaniami. Potwierdziliśmy to. Wszyscy byli szczęśliwi, a w szczególności dziadkowie. Następnie wzięliśmy na bok dwie małe pociechy, już mojego męża. Wzięłam Olayę na kolana, a David Zaidę. Powiedzieliśmy im, że będą miały rodzeństwo. Obie zaczęły skakać ze szczęścia i jednogłośnie uznały, że wolą mieć małego braciszka. Spełniło się. Siedem i pół miesiąca później na świat przyszedł nasz Javi. Jest dosłownym odbiciem swojego ojca. Gabriela śmieje się, że mu tylko brakuje koziej brudki, po czym ja i David zmierzamy ją wzrokiem. No, ale cóż. I tak ją kocham. Obie cieszymy się swoim szczęściem.
Teraz? Teraz mam już trzyletniego synka, którego z resztą już David oswaja z piłką, ale na szczęście mały to lubi.
   Kupiliśmy nowy, trochę większy dom. Mieszkamy w nim ja, David, Javi i Zaida. Dziewczyna ma już prawie 14 lat, kiepsko dogaduje się z partnerem matki i z nią samą się często kłóci. Zamieszkała z nami. Z chęcią zajmuje się młodszym bratem i pomaga nam w domu. To naprawdę wspaniała dziewczyna. Nigdy nie ma z nią problemów. Powiedziała, że chce iść w ślady swoich rodziców i tak samo jak Patricia oraz David, grać w piłkę. Nieźle jej to wychodzi, a i nazwisko sporo jej w tym pomaga.
   Moi rodzice przeprowadzili się do Barcelony. Stwierdzili, że muszą być bliżej swoich dwóch wnuków, Bryana i Javiera. No właśnie. Mój brat. Przez krótki okres z Caroliną mieli mały kryzys, ale udało im się go zwalczyć. Kochają się i nic ich nie rozdzieli. Nadal są razem i rozważają powiększenie swojej rodziny. No właśnie, co do powiększającej się rodziny… Właśnie kończę przygotowywać kolację. Zaida dziś śpi u Patrici, a Javier jest u moich rodziców. David za niedługo wróci z treningu. Nie, on już nie biega za piłką jak szalony. On szkoli młode talenty. Młode talenty? Wszystko mi się już z jednym kojarzy.
   Mam 29 lat i chcę urodzić taką drugą, wspaniałą kruszynkę. Urodzę, i to już za jakieś osiem miesięcy. Dowiedziałam się o tym ponad tydzień temu, ale chciałam to dokładnie potwierdzić.
Nakryłam do stołu i położyłam obok, na komodzie małą, ozdobną torebeczkę, w której były maleńkie buciki. Chcę je podarować Davidowi, na znak, że znów zostanie ojcem. 

***

  Po ślubie Katheriny i Davida, u mnie i Sergia dużo się zmieniło. Oficjalnie jesteśmy razem, a ja zamieszkałam w Hiszpanii na stałe. U mojego ukochanego. Nasza córeczka ma oboje rodziców, z czego się niezmiernie cieszyłam. Około rok później, Sergio oświadczył mi się, choć jeszcze wtedy nie wiedział, że jestem ponownie w ciąży. Jak się później okazało – urodziły się nam bliźniaki. Alvaro i Cristian, którzy już zostali okrzyknięci następcami swojego ojca. Sergio był taki szczęśliwy jak się dowiedział, że będzie miał syna, a jeszcze szczęśliwszy jak się okazało, że dwóch. Kiedy chłopcy mieli rok, a Dalia prawie trzy latka, zrobiliśmy z Sergio taki mały ślub. Tylko dla najbliższych. Nic hucznego. Ale spełniły się moje marzenia z dzieciństwa. To było coś pięknego.
  Teraz chłopcy mają prawie pięć lat, a Dalia siedem. Wszyscy poszli w ślady swojego tatusia i od najmłodszych grają w piłkę, nawet moja ukochana córeczka. Ale nie mogę zabronić im czegoś co chyba mają we krwi i kochają całym sercem.
  Firmy nie sprzedałam. Wciąż jestem głową tego wielkiego projektu mojego ojca, z tym że mam tam zaufaną osobę, która panuje nad tym wszystkim, na miejscu.
  Nie mogłam sobie lepiej wyobrazić mojego życia. Teraz nie żałuję, że byłam przez rok sama z Dalią. W odpowiednim czasie wszystko się stało i w późniejszym okresie wróciło na prawidłowy tor. Cesc z Daniellą również zalegalizowali swój związek. Lia w połowie jest podobna do mojego przyjaciela, a w połowie do jego żony.
  Życie nie zawsze na początku musi być kolorowe. Z czasem wszystko co złe przeminie i zostanie to co dobre.
____________________________________
 Nasza kochana Inszaaa namieszała Wam w główkach, pisząc, że ma być jeszcze jeden rozdział ze strony Kat i Davida. A tu nie, tu już epilog.
 Hmmm, co tu jeszcze? 
 Ja Coppernicana, oświadczam wszem i wobec, że jest mi smutno, kończyć tą historię, bo ją bardzo lubiłam. To był nasz taki pierwszy wspólny projekt, nie Inszaaa? :)
 Ona również chce Wam przekazać, że będzie jej brakować tego opowiadania, ale...
 Nastawiłyśmy się już na nowe opowiadanko. Tink, tink, tink -----> [tengo-ganas-de-tii]
 Właśnie pojawił się tam świeżuteńki prolog, więc serdecznie zapraszamy! Właśnie tam nas znajdziecie. Tak, więc... Do zobaczenia ! :*
   Coppernicana i Inszaaa

wtorek, 28 maja 2013

33. Beautiful days.



Muszę przyznać, że coraz więcej czasu spędzałam z Sergio, w ciągu tych kilku dni. On się naprawdę stara mnie odzyskać. A ja upewniam się w fakcie, że go kocham.
Usłyszałam płacz Dalii, więc podeszłam do łóżeczka w którym spała.
- Dzień dobry, kochanie – powiedziałam do mojej kruszynki i pocałowałam ją w policzek. Wzięłam ją na ręce i zeszłam na dół, by zagotować jej mleko. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, więc otworzyłam. Nie zaskoczył mnie widok osoby, która stała w progu.
Sergio pocałował mnie i wszedł do środka.
- Potrzymasz ją? Ja pójdę do kuchni pilnować mleka – powiedziałam i dałam mu ją.  Poszłam do pomieszczenia obok, zostawiając otwarte drzwi. Co sekundę wyglądałam zza drzwi i zerkałam kątem oka na Sergia i Dalię. Tak słodko razem wyglądali!
Po kilku minutach podeszłam do nich z ciepłym mlekiem. Usiadłam na oparciu fotela, na którym siedział Busquets.
- Chcesz ją nakarmić? – spytałam go, a on spojrzał na mnie jak na kosmitkę.
- To  nic trudnego – zaśmiałam się i podałam mu butelkę. Co jak co, ale dość sprawnie mu to szło, a Dalia chyba była bardzo szczęśliwa, że wreszcie karmi ją tatuś.
- Co ty na to byśmy pojechali do moich rodziców? Chcą poznać swoją wnuczkę – Sergio uśmiechnął się do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Pojedziemy po ślubie Katheriny i Davida, dobrze? – zaproponowałam. Nie chciałam jechać. Tak wewnętrznie się bałam tego spotkania.
- Za późno. Powiedziałem im już, że będziemy – zaśmiał się, widząc moją minę. Dlaczego on zawsze tak robi?!
- Jesteś okropny –powiedziałam i wstałam, udając obrażoną.
Usłyszałam za sobą kroki, więc odwróciłam się.  Sergio zbliżył się do mnie i ot tak pocałował.
- Też cię kocham – wyszeptał. Czy ja się obym nie przesłyszała?

Spotkanie u rodziców Sergia, przebiegło w bardzo przyjemnej atmosferze. Nie miałam się czego bać. Nie zjedli mnie, a zachwalali, że mają taką piękną wnuczkę. Również potwierdzali fakt, że mała jest podobna do tatusia.  Przez całą wizytę, Sergio trzymał małą na kolanach i zerkał na mnie ukradkiem, słodko się uśmiechając. Z tego wnioskuję, że jest szczęśliwy. Ja muszę przyznać, że też. Po wizycie u jego rodziców, piłkarz odprowadził mnie pod sam dom mojego przyjaciela i czule się ze mną pożegnał. Jest coraz lepiej!

Następnego dnia wstałam prawie o świcie. Dziś był ten wielki dzień! Moja przyjaciółka wychodziła za mąż. Wyjęłam z szafy sukienkę druhny, która była długa, w odcieniach lawendy i zaczęłam się przebierać. Dalia jeszcze się nie obudziła, więc pognałam do łazienki,  zaczęłam się malować i układać włosy,  które wcześniej pokręciłam trochę  lokówką.
Kiedy córka zaczęła płakać, wzięłam ją na ręce i poszłam nakarmić. Cesc z Daniellą również wstali i kiedy Dani się ubierała, Francesc karmił Lię. Co jak co, ale nigdy bym nie przypuszczała, że mój najdroższy przyjaciel najpierw spłodzi dziecko, a potem … a potem dopiero zacznie myśleć o ślubie, a raczej o jakichkolwiek oświadczynach. Kiedy ja już byłam ubrana, przebrałam również swoją córeczkę w sukienkę. Wyglądała w niej ślicznie! Potem poszłam – oczywiście z Dalią – do domu Katheriny i Davida. Miałam pomóc swojej przyjaciółce. Córka została w wózku, a ja pomagałam Kat ubrać się i umalować. Nie musiała kręcić włosów, bo miała wystarczające loki, więc tylko je upięłyśmy wsuwkami.
- Wciąż nie mogę  w to uwierzyć, że wychodzisz za mąż – powiedziałam i czułam jak moje oczy stają się szkliste.
- Nie płacz wariatko! Rozmażesz się – śmiała się Kat. Co ja na to mogłam?
Do ceremonii zostało prawie dwie godziny, a moja przyjaciółka nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Była strasznie zdenerwowana. Przyszły również Carolina i Daniella, które co chwila biegały z lakierem i poprawiały Katherinie włosy.  Istny cyrk!
- Właśnie! Zapomniałam zapytać! Jak ci się układa z Sergio? – zapytała, chcąc zająć się czymś innym niż tylko denerwowaniem się przed ślubem.
- Bardzo dobrze. Wczoraj nasza Dalia poznała swoich dziadków – powiedziałam dumnie i wzięłam córkę na ręce.
- Widzę, że Sergio idzie po całości! – zaśmiała się Kat, a ja tylko przytaknęłam.

W kościele byliśmy chwilę przed dwunastą.  Ja  z Caroliną i Daniellą w kółko coś poprawiałyśmy Katherinie, a Sergio trzymał naszą kruszynkę i nie pozostało mu nic innego jak czekać na mnie.
Kiedy  nadeszła godzina zero, stanęłam po stronie panny młodej jako jej świadkowa. Po stronie Villi był Fernando Torres, który co chwila zerkał na swoją żonę i dzieci.  Mój wzrok mimowolnie spoczął na Busquetsie i Dalii, która chyba zasnęła z główką na jego ramieniu. Cudny widok!
Kościół był pełen gości. Piłkarze z rodzinami, bądź jeszcze dziewczynami. Wszyscy wpatrzeni byli w młodą parę.
Uśmiechałam się szeroko kiedy Katherina i David mówili słowa przysięgi. Przyznam szczerze, że nawet popłynęło mi kilka łez. Widać było ich miłość na kilometr. W tamtym momencie zadałam sobie tylko jedno pytanie. Czy mnie też spotka takie coś?

Po ceremonii wszyscy pojechaliśmy do restauracji, którą Katherina osobiście wynajęła. Znajdowała się ona w hotelu, który również był na wyłączność gości. Siedziałam przy stole obok Katheriny z córką na kolanach, a po drugiej stronie był Sergio.  Nagle rozległo się stukanie w szkło. Wszyscy umilkli i patrzyli się na Fernando, który właśnie chciał przemawiać.
- Jestem przyjacielem Davida od wielu lat. Nie raz na zgrupowaniach coś przeskrobaliśmy… Rzadko się kłóciliśmy, a jak już się to zdarzało, to przysięgam, latały nawet meble – zaśmiał się  - Kocham go ja brata i życzę mu jak najlepiej na nowej drodze życia, którą właśnie rozpoczął z Katheriną. Kochani, wszystkiego najlepszego!
Co  jak co, ale słowa Fernando trafiły do mnie. Wzruszyłam się troszeczkę, ale zdałam sobie sprawę, że teraz kolej na mnie. Dałam Dalię na kolana Sergio i sama wstałam.
- Znam Katherinę od jakiś pięciu lat. Wynajęłyśmy razem mieszkanie, nawet się nie znając. Nigdy bym nie pomyślała, że zostaniemy przyjaciółkami. Jesteśmy swoimi przeciwieństwami. Ona bardziej szalona, a ja spokojna. Ale jak powiadają, przeciwieństwa się przyciągają! – czułam jak do moich oczu po raz kolejny tego dnia napływają łzy – Nie będę opowiadać o niegrzecznych momentach w życiu Kat, ale kochana wiedz, że kocham cię jak siostrę i zawsze będę z tobą, choćby nie wiem co. Szczęścia i pięknej rodziny, która niebawem się powiększy. Niech się stanie, tak jak sobie marzyłaś – wzniosłam toast i przytuliłam się do przyjaciółki.  Usiadłam i wytarłam kilka łez, który były na moim policzku.  Potem zaczęły się tańce i dalsze picie do upadłego. Przetańczyłam kilka piosenek z Sergio, które nas jeszcze bardziej zbliżyły. Potem się zamienialiśmy, raz on szedł na parkiet, raz ja. Ktoś musiał zajmować się Dalią, która nie chciała zasnąć w hotelowym pokoju, który oprócz łóżka miał również łóżeczko dla takich maluchów jak moja córka.
________
Pełne dwie strony, ponad 1000 słów. 
Bardzo mi się podoba ostatnia część mojej "części" opowiadania. Ale lada chwila wraz z Coppernicaną ruszymy z nowym opowiadaniem, na które ja się bardzo cieszę!
Do napisania za tydzień, gdzie pojawi się epilog, jednak czeka Was jeszcze ostatnia część ze strony Davida i Katheriny ^^

sobota, 25 maja 2013

32. Home, sweet home

  Wspólnie z Katheriną ułożyliśmy Bryana do snu, a później zeszliśmy na dół. Usiedliśmy na sofie. Objąłem ją ramieniem i przytuliłem do siebie.
   - Obiecuję ci kochanie, że już nigdy więcej nie uwierzę w nic, jeżeli nie skonsultuję tego wcześniej z tobą. – mówiła, a ja pocałowałem ją w czubek głowy. – Przepraszam. – dodała.
   - Kocham cię Kathy. – mruknąłem i zacząłem gładzić ją po włosach. Po chwili zasnęła. Siedziałem tak z moją narzeczoną na ramieniu i gładziłem ją po jej długich, ciemnobrązowych włosach. Byłem przeszczęśliwy z faktu, że wszystko wróciło do normy, że się wyjaśniło. Kocham ją i nie wyobrażam sobie dalszego życia bez niej. Zakochałem się w niej i wiem, że to mocniejsze uczucie, niż to które towarzyszyło mi kilka lat temu, gdy poznałem Patricię.
  Po krótkim czasie do domu wróciło młode małżeństwo. Zdziwiła ich moja obecność, ale gdy zobaczyli, że Kat śpi, nie pytali o nic. Zaniosłem ją do samochodu i wróciłem po jej walizki.
   - David? – z kuchni wyłonił się Pedro.
   - To była sprawka Ramseya i jego laski, dziecko też jest jego. – lekko się uśmiechnąłem.
   - Czyli wszystko w porządku? – uśmiechnął się.
   - Tak, w jak najlepszym. Dobranoc. – odpowiedziałem i wróciłem do samochodu.

  Otworzyłam oczy, gdy David zatrzymał samochód pod naszym domem. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
   - Jesteśmy w domu. – mruknął i pocałował wierzch mojej dłoni. Wysiedliśmy z samochodu, a Villa zabrał mój bagaż. Od razu wyszliśmy na górę, do naszej sypialni. David położył w kącie moje torby, które były już gotowe na wyjazd do Anglii. Teraz żałuję, że nawet o tym pomyślałam. Sama biję się po głowie, że nie porozmawiałam z Davidem na początku, tylko tak to wyszło...
Położyliśmy się i przytuliliśmy do siebie. Najważniejsze było to, że byliśmy razem, że się kochaliśmy.
   - David, muszę ci coś powiedzieć. – przerwałam ciszę i się podniosłam, siadając na łóżku po turecku. Ten podparł głowę na łokciu i wbił swój wzrok we mnie.
   - Słucham. – odparł.
   - Bo… - nie wiedziałam jak zacząć. Przysunęłam się do niego i chwyciłam jego dłoń. Przyłożyłam ją do swojego brzucha i spojrzałam mu w oczy. Był lekko zdezorientowany. – Przez ten cały czas, bardzo za tobą tęskniliśmy lub tęskniłyśmy, tatusiu. – uśmiechnęłam się. Podniósł się i usiadł naprzeciw mnie.
   - Kat, czy ty jesteś w…? – przerwał, a ja pokiwałam głową. – Kathy! – krzyknął i mocno wpił się w moje usta.
Położyliśmy się obok siebie, a on lekko zjechał w dół. Odgarnął moją bluzkę.
   - No cześć skarbie. – wyszczerzył się i pocałował sam środek mojego brzucha, czym wywołał u mnie wybuch śmiechu.
   - David, jesteś niemożliwy. – zmierzwiłam jego czarną czuprynę na głowie.
   - I do tego przeszczęśliwy. Dziś dowiedliśmy, że nic nie może nas rozłączyć, dowiedziałem się, że zostanę tatą, a za pięć dni zostaniesz moją żoną. – wyliczał.

  Następnego ranka obudziłam się dość wcześnie. Wstałam tak, żeby nie obudzić Guaje i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam w salonie. Z półki wzięłam nasz wspólny album. Najpierw nasze pierwsze zdjęcia razem, z przyjaciółmi, z ich dziećmi, z wakacji i uroczystości. W końcu zobaczyłam moje ulubione zdjęcie. Stałam na środku murawy, a przede mną klęczał David z pierścionkiem. Tak, wtedy mi się oświadczył. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj, a minął już rok. Do organizacji tego, Villa musiał chyba wtajemniczyć wszystkich piłkarzy Blaugrany i pracowników Camp Nou.
   Miałam wtedy wolne, więc nie musiałam siedzieć przy sztabie medycznym. Barcelona grała wtedy mecz z Valencią, a ja siedziałam na trybunach razem z lekko kontuzjowanymi Martinem Montoyą i Jordim Albą. Remisowaliśmy jeden do jednego, dzięki golowi Leo Messiego. W ostatniej minucie spotkania zrobiło się tłoczno przy polu karnym naszego rywala. Ciągła wymiana podań zawodników z Katalonii i nagle GOL! Mój David strzelił gola, dzięki któremu to spotkanie zakończyło się wygraną naszego klubu. Wszyscy zawodnicy, zamiast się cieszyć i skakać na siebie, jak jeden mąż ruszyli w kierunku trybun. Wtedy piłkarze, z którymi siedziałam, pociągnęli mnie za sobą. Nawet nie wiem, w którym momencie byłam już na murawie. Dookoła wianuszek piłkarzy, a ja w środku. Co to miało być?! Po chwili przede mną pojawił się David. Uklęknął na jedno kolano, a ja wstrzymałam oddech. To co wtedy czułam było niedopisania. Wyjął pudełeczko ze ślicznym pierścionkiem.
   - Katherino Rodriguez, czy zrobisz mi taki zaszczyt i zgodzisz się zostać moją żoną? – usłyszałam. Wedy się już nie kontrolowałam. Popłakałam się. Twierdząco kiwnęłam głową. Wsunął mi pierścionek na palca, wstał, pocałował mnie i mocno przytulił. To nic, że piłkarze i cały stadion wiwatowały. To nic że chłopcy właśnie wygrali mecz. To nic że właśnie patrzy na nas miliard ludzi, z trybun i sprzed odbiorników telewizyjnych. David właśnie mi się wtedy oświadczył. Wiedziałam, że dzień w którym zostanę jego żoną, nastąpi na pewno.
Uśmiechałam sam się sama do siebie, patrząc na to zdjęcie. Spojrzałam na palec, gdzie ciągle spoczywał ten oto zaręczynowy pierścionek. Usłyszałam, że Dav schodzi z góry. Usiadł obok mnie i również się uśmiechnął.
   - Co oglądasz? – zapytał i spojrzał mi przez ramię, zaśmiał się gdy zobaczył zdjęcie przy których odświeżyłam swoje wspomnienia. – Jedyny Tito nie wiedział, że gdy zdołam strzelić wtedy gola to odstawię takie przedstawienie. W szatni najpierw na mnie nakrzyczał, a później zaczął się śmiać i pogratulował oraz życzył szczęścia. – uśmiechnął się.
   - A później przez dwa tygodnie wszyscy żyli tylko oświadczynami Davida Villi, gazety, telewizja, internet. – wyliczałam i wtuliłam się w niego. – Jutro przyjeżdżają już moi rodzice. – wymamrotałam.
   - A pojutrze moi. – mruknął pod nosem, jeszcze drzemiąc na moim ramieniu.
   - Wiesz co… Poszłabym teraz na plażę. – zamyśliłam się głośno.
   - Teraz?! Nie ma jeszcze szóstej. – zerwał się.
   - To co? – zapytałam, bawiąc się jego włosami.
   - Pierwsze ciążowe zachcianki? – westchnął. – No dobra, to na razie pestka w porównaniu z lodami i ogórkami o północy. – wstał i skierował się na schody. Zapewne po to, żeby pójść się ubrać.
   - Czyżby Patricia cię tak wykorzystywała? – zaśmiałam się.
   - Noooo! – zawołał i skinął teatralnie głową.
   - Ja cię tak nie będę wysyłała! – krzyknęłam za nim.
   - Ona też tak mówiła! – krzyknął z góry, a ja wybuchałam śmiechem.
 
  Siedziałam w jego objęciach na piasku i wspólnie oglądaliśmy wschód słońca. Dłonie trzymał na moim brzuchu i delikatnie go głaskał. Chciałabym żeby tak wyglądała wieczność, zawsze u jego boku. Bez żadnych nieporozumień i tajemnic. Obok siebie i dla siebie. W bogactwie i biedzie. W zdrowiu i chorobie. Razem, na każdym krańcu świata.
   - Po weselu powiem dziewczynkom, że będą miały braciszka lub siostrzyczkę. – szepnął.
   - Ja to wtedy powiem Pedro i Cescowi, bo na razie wiedzą same dziewczyny no i ty. – odparłam.
   - Będą mieli niespodziankę. – zaśmiał się.
_____________________________________________
 Ej szkoda mi kończyć to opowiadanie. Przywiązałam się do niego! Ale... Jest jedno pocieszenie! Gdy tylko kończymy tą historię, wystartujemy z kolejnym blogiem, o którym oczywiście was poinformujemy :) Będzie to historia także o dwóch dziewczynach, o szalonych piłkarzach, którzy noszą nazwiska... Bla, bla, bla... To później! :P

wtorek, 21 maja 2013

31. It's alright



Poszłam za tą laską to restauracji. Serio, jakby nie była w ciąży, to dawno rozmazałabym ją na ścianie. Nie pozwolę nikomu zniszczyć szczęścia mojej przyjaciółki!
Usiadła przy stoliku i jak gdyby nigdy nic wzięła kartę dań. Zamówiła sobie coś, a ja podeszłam do niej i dosiadłam się. Wzięłam ją za nadgarstek i mocno zacisnęłam.
- Słuchaj no, laluniu. Dobrze wiem, że to nie jest dziecko Davida Villi – powiedziałam ostrym tonem. – Jeszcze nie doszłam do tego po co to robisz, ale jak się dowiem, to ci nogi z tyłka powyrywam, a twoje dzieciątko na tym ucierpi! Dobrze wiem, że kręcisz z Ramseyem.
Dziewczyna spojrzała na mnie przerażona. Nie była w stanie nic powiedzieć. Widziałam jak do jej oczu napływają łzy.
- Powiedz mi jedno, po co niszczysz innym szczęście, co?! – warknęłam, puszczając jej rękę.
- Aaron mi kazał! To jest jego dziecko! – i tu cię mamy skarbie.  Patrzyłam na nią złowrogo. Była tak przerażona, że dłonie zaczęły się jej trząść. Chyba dopięłam swego.
- Słuchaj, no. Teraz pójdziesz, ze mną grzecznie do narzeczonej Davida i wyśpiewasz jej wszystko tak jak mi, rozumiesz? Bo wtedy porozmawiamy inaczej. – ona natychmiastowo wręcz przytaknęła. Wstała od stołu i razem wyszłyśmy z lokalu.  Chyba mam talent do straszenia ludzi!
Po dziesięciu minutach doszłyśmy pod dom Pedra i Caroliny, gdzie był już Torres i reszta. Ta lalunia Ramseya nawet na nich nie spojrzała.
Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i po chwili stanęła  w nich Katherina, z bardzo zdziwioną miną.
- Co wy tu wszyscy robicie?! – naskoczyła na nas od razu.
- Daj nam dosłownie trzy minuty, a wszystko będzie jasne. – odpowiedziałam i weszłam do środka. Od razu wszyscy udaliśmy się do salonu. Dziewczyna Ramseya usiadła na kanapie a ja tuż obok niej. Torres stanął przy nas, a Villa usiadł przy mnie. Wiedział, że Katherina go od razu wypędzi, jak zajmie miejsce obok niej.
Szturchnęłam ciężarną i szeptem nakazałam by zaczęła mówić.
- Ja – zaczęła się jąkać. Błagam! Nie mam czasu! – To wszystko nieprawda. To dziecko nie jest Davida, tylko Aarona. Chciał się zemścić na Davidzie, za kontuzję, której doznał dwa lata temu na meczu z Barceloną. Nie mógł wtedy grać przez długi czas. Wymyślił to wszystko, a ja miałam zagrać tu główną rolę. Aarona chciał na nowo rozkochać w sobie Kat i rzucić ją… Przepraszam – mówiła, a mi kamień spadł z serca. Teraz Katherina nie miała wyjścia. Musiała uwierzyć Villi.
Długo zajęło jej trawienie słów dziewczyny. Ale po bardzo długiej chwili, spojrzała na narzeczonego i przytuliła się do niego mocno, cichutko łkając.
- Przepraszam! – powtarzała
- To my zostawimy was samych – powiedziałam ucieszona i wzięłam ciężarną za łokieć. Torres wyszedł za nami i zamknął drzwi.
- Jak dobrze, że się pogodzili – powiedział blondyn a ja tylko przytaknęłam.
- A teraz macie stąd wyjeżdżać jak najszybciej. Nie chcę was tu widzieć do końca życia! – powiedziałam do dziewczyny, a ta znowu d razu przytaknęła. Puściłam ją wolno.
Spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że już jestem spóźniona na spotkanie z Busquetsem. Pożegnałam się z Torresem i pognałam do domu Cesca. Wpadłam przez drzwi frontowe, radośnie mówiąc, że Kat i David się pogodzili. Poprosiłam Daniellę by ubrała Dalię, a sama wskoczyłam pod prysznic.  Wyszłam z niego po dokładnie pięciu minutach. Zrobiłam delikatny makijaż, ubrałam się w sukienkę i z Dalią w wózku wyszłam.


Siedziałem w restauracji i wystukiwałem bliżej nieokreślony rytm. Gabriela się spóźniała i już w głowie miałem czarne scenariusze. Że zrezygnowała i postanowiła mnie olać.  Nagle zobaczyłem ją przez okno i uśmiechnąłem się mimowolnie. Podeszła do stolika i musnęła mój policzek.  Rozpięła córkę i poprawiła jej ubranko.
- Przepraszam za spóźnienie, ale ratowałam związek Kat i Davida – uśmiechnęła się do mnie i znów zdałem sobie sprawę jak bardzo brakowało mi jej jakże pięknego uśmiechu.
- Nie ma sprawy – zaśmiałem się. Kelnerka do nas przyszła i zamówiliśmy dania.
- Można podgrzać to mleko? – spytała Gabi, podając kobiecie buteleczkę. Ona oczywiście przytaknęła i zabrała ze sobą rzecz.
- Gabriela – zacząłem i spojrzałem jej głęboko w oczy – Bardzo zależy mi na tobie… przepraszam- zaśmiałem się – na was. Chciałbym to wszystko odbudować. Chcę być ojcem, chcę być z tobą!
Widać, że była poruszona słowami, które przed chwilą wypowiedziałem.
- Rozumiem… Ale potrzebuję trochę czasu – wzięła Dalię na kolana i kiedy kelnerka przyszła z podgrzanym mlekiem, zaczęła karmić naszą córkę.
- Ja wiem, że byłaś z tym wszystkim sama. Nie miałaś z nikąd pomocy, ale ja wciąż cię kocham – złapałem jej dłoń, na chwilę przerywając karmienie dziewczynki – Ty opiekujesz się Dalią, więc daj zaopiekować się sobą.
________
I jak wrażenia? :D
 

piątek, 17 maja 2013

30. We will fight!

   Minęło już ponad dwa lata, odkąd rozstałam się z Aaronem. Wiedziałam, że nie byliśmy sobie pisani i tak miało być. Jednak wszyscy jesteśmy ludźmi i trzeba sobie wybaczać. Okey, pamiętam jak przez niego cierpiałam i wylałam hektolitry łez, ale jak teraz przypadkiem na niego wpadłam… Przecież mogę z nim normalnie porozmawiać. Siedzieliśmy w kawiarni i rozmawialiśmy o byle czym. I co najważniejsze nawet nie wspomniał w tym wszystkim o Davidzie, a tu nagle wpada Gabriela i wyprowadza mnie z lokalu. Zaczęła na mnie krzyczeć i odholowała do domu. Rozumiem, że wszyscy się o mnie martwią, ale do jasnej cholery to moje życie i wiem co robię.

   Następnego dnia wyszłam tak po prostu na miasto. Wlokłam się bezcelowo po mieście, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Usiadłam na ławce przed jedną z fontann na deptaku. Oparłam się i przymknęłam oczy.
   - Piękny kwiatek , dla pięknej dziewczyny. – usłyszałam. Otworzyłam oczy i ujrzałam jedną herbacianą różę, a trzymał ją walijski piłkarz.
   - Cześć Aaron. – lekko się uśmiechnęłam i odebrałam różę, a on usiadł obok mnie. – Przepraszam cię za wczoraj, za Gabrielę. – zaczęłam.
   - Nie musisz, naprawdę. Rozumiem ją. W końcu na jej miejscu też pewnie bym tak zrobił. – uśmiechnął się. – Jestem idiotą. – dodał i spuścił wzrok.
   - Dlaczego tak mówisz? – zapytałam.
   - Bo straciłem taką kobietą jak ty. – spojrzał na mnie.
   - Przestań, to przeszłość, a z resztą ty sam to wybrałeś. – spojrzałam na niego z ukosa. – Nie wracajmy do tego. – dodałam.
   - Racja. Cieszy mnie to, że normalnie ze mną rozmawiasz. – powiedział, a ja w tym momencie dostałam SMSa od Caroliny.
   - Przepraszam cię, ale muszę iść. Obiecałam, że posiedzę dziś z synem Pedra. – wstałam.
   - Miło cię było zobaczyć. – uśmiechnął się.
   - Do zobaczenia. – rzuciłam i skierowałam się w stronę przystanku autobusowego.

  Siedziałem przed telewizorem i ciągle naciskałem na guzik w pilocie, zmieniając kanały. Wtem usłyszałem dzwonek do drzwi. Wstałem i poszedłem otworzyć. Do domu wpadła Gabriela.
   - Cześć. – rzekłem i zamknąłem za nią drzwi.
   - David, bronię cię przed Katheriną jak tylko mogę, ale do jasnej cholery muszę wiedzieć czy to wszystko jest prawdą! – mówiła jak opętana.
   - Nigdy nie mógłbym jej zdradzić. Kocham ją i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Fakt, wtedy w hotelu byłem trochę pijany po meczu, ale pamiętałbym gdyby miało się coś tam wydarzyć. Ona musi mi uwierzyć.
   - Jak na razie to ona jest skłonna do tego, żeby iść i odwołać ślub. – rzuciła. – Musisz z nią porozmawiać.
   - Próbowałem. Nie chce mnie słuchać. – oparłem się o ścianę. Przejechałem dłonią po twarzy.
   - Wiesz, że Ramsey jest w Hiszpanii? – zapytała cicho.
   - Tak, wiem. Cesc mi mówił. Jeżeli ją tknie, zabije go. – uderzyłem pięścią w blat komody. Wtedy do mojego domu wpadł blondyn. Fakt, nasz byczek nigdy nie puka, gdy nawiedza ten dom.
   - Cześć stary, cześć Gabi. Widzę sztab alarmowy w wersji mini, ale macie też i mnie. Zostawiłem Olallę z dziećmi w hotelu i jestem.
   - Cześć Fernando. – odpowiedziała Solis. Znali się. Przecież Torres też mieszka w Londynie, a poznali się dzięki mojej Kathy.
   - Mówię od razu, że David tego wieczoru był grzeczny, co prawda do pokoju wróciłem dopiero nad ranem, ale to przecież laska by tak nie uciekła szybko, a poza tym on nie jest zdolny do zdrady. – prychnął Hiszpan.
   - Ja w to wierzę, ale gorzej z Kathy. – prychnęła Gabi.
   - Po to tu jestem, żeby doprowadzić do ich ślubu. – klasnął i zatarł ręce. – Pogodzimy was. – położył dłoń na moim ramieniu.
   - Mam nadzieję. Dom bez niej jest pusty. Brakuje mi jej. – odpowiedziałem.
   - No dobra, pogadamy, ale wychodzimy, bo muszę iść napić się mojej ulubionej kawy w kawiarni przy deptaku. Grzechem by było być w Barcelonie i tam nie wstąpić. – powiedział i pociągnął nas za sobą.

  Torres kupił sobie swoją kawę, a przy tym namówił i nas. Szliśmy alejką z plastikowymi kubkami z kawą na wynos.
   - Ej to ona! – krzyknęła nagle Gabriela, prawie zakrztuszając się napojem. Wskazała na niewysoką szatynkę z brzuchem, wchodzącą do jakiejś restauracji.
   - Ale co ona? – zapytałem zdezorientowany.
   - No to ona powiedziała, że ma z tobą dziecko! – prawie krzyczała.
   - Ja ją znam. – dorzucił się blondyn. – To laska Ramseya.
   - Co?! Jesteś pewien? – pytałem.
   - W stu procentach. Nora chodzi z jej młodszą siostrą do przedszkola, więc Olalla ją zna. – wytłumaczył.
   - Ej, a tam jest Kat z Aaronem. – zauważyłem ich, siedzących na ławce pod fontanną. Katherina siedziała z różą w ręku i rozmawiała z nim o czymś. Po chwili wstała i ruszyła w przeciwnym kierunku.
   - Róbcie co chcecie, ale ja idę za tą laską. – powiedziała Gabriela i pobiegła do tamtego lokalu.
   - Chodźmy do tego cwaniaczka, zanim spieprzy. – Nando poklepał mnie po ramieniu i wskazał na piłkarza. Podeszliśmy do niego i usiedliśmy po obu stronach, a on jakby przerażony, najpierw spojrzał na mnie, później na Torresa.
   - Ramsey, co ty znów kombinujesz? – zapytałem z przeszywającym wzrokiem.
   - A witam kolegów po fachu. – wyszczerzył się.
   - Wątpię w to byśmy byli kolegami. Ani nie gramy w jednym klubie, ani w reprezentacji… - dołożył Nino. – Dlaczego twoja laska była u Katheriny i wcisnęła jej kit, że to dziecko Davida? – zapytał prosto z mostu.
   - Lubisz wtrącać nos w nie swoje sprawy Torres? – zasyczał.
   - Dla ciebie, to co najwyżej pan Torres. Widzę, że ty za to bardzo lubisz mieszać w kogoś szczęśliwym życiu. – dodał.
   - Czemu to robisz, co? – zapytałem, a on się gorzko zaśmiał.
   - Może zatęskniłem za Kathy, hmm? – zaśmiał się i wstał. Odwrócił się i ruszył przed siebie. Miałem ochotę wstać i pognać za nim. Dołożyć mu. Fernando mnie zatrzymał.
   - Zostaw, zobaczymy co wskóra Gabriela. – powiedział.

  Pedro z Caroliną pojechali na większe zakupy, a ja siedziałam z Bryanem w domu. Chłopczyk był grzeczny, z resztą jak zwykle. Najpierw zasnął, a później spokojnie siedział i się bawił. Rozumiał mnie, dał mi się w spokoju się spakować. Tak, postanowiłam wrócić do Anglii. Sama tam nie będę. Mam w Londynie przyjaciół piłkarzy, Torresa, Matę, Cazorlę i Reinę w Liverpoolu oraz Silvę w Manchesterze. Z Aaronem też się przecież jakoś dogaduję. David niech sobie tutaj siedzi z tą swoją dziewczynką i niech zajmują się swoim dzidziusiem.
W pewnym momencie rozległo się głośne pukanie do drzwi.
   - No, ciekawe kto to taki. – uśmiechnęłam się do małego Rodrigueza i pogłaskałam go po główce. Poszłam otworzyć drzwi. Stanęłam jak wmurowana, gdy zobaczyłam kto stoi w progu.
_________________________________
 Jak można tego samego dnia skręcić staw kolanowy lewej nogi i staw skokowy prawej? No właśnie! To tylko mogłam być ja! Jestem uziemiona -.-
Jeszcze dwa rozdziały i epilog ! ♥
Buźka! ;***

I ! Zapomniałabym! David, uduszę! Siedź na tyłku, a nie zmiany ligi Ci się zachciewa -.-

wtorek, 14 maja 2013

29. Situation under control



Od telefonu Cesca minęło może z dziesięć minut, a ja wciąż nie mogłam uwierzyć. Kat i Aaron? Tu w Hiszpanii? Nie no, błagam. Jak ich faktycznie zobaczę, to tak skopię tego całego Ramseya, że przez rok nie usiądzie na tyłku. Postanowiłam to sprawdzić.  Zostawiłam córkę pod opieką Danielli i wyszłam z domu. Skierowałam się do kawiarni, w której Dani widziała Katherinę.  Na miejsce doszłam po niecałych piętnastu minutach. Weszłam do tej kawiarenki i zaczęłam się rozglądać. Aha!  Byli tam i śmiali się w najlepsze. Matko, co ona w nim widziała?! Podeszłam do nich zdecydowanym krokiem  i stanęłam przy nich.  Katherina spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Zbieraj się. – powiedziałam stanowczym głosem i wzięłam jej torebkę. Kiedy spojrzała na mnie pytająco, dopowiedziałam – Rusz się. Nie mam czasu. Potrzebuję cię, a łaskawie nie odbierasz komórki. – wzięłam ją za łokieć i wyprowadziłam na dwór.
Byłam na nią cholernie zła. Obiecała mi, że da sobie z nim spokój, a tu co? Uwierzyła jakiejś plastikowej lalce, że Villa ją zdradził i co? Pcha się znowu do Ramseya? Śmiechu warte.
- Powiedz mi, co ty odwalasz? – szturchnęłam ją i stanęłam w miejscu na chodniku. – Co on tu robi?!
- Przyjechał na takie małe wakacje, bo co? – odpowiedziała mi niemiłym tonem.
- Nie wiem w co ty pogrywasz, ale nie dam ci zniszczyć twojego życia! Villa jest wspaniałym facetem, który cię kocha! Nie pozwolę, byś bez jakąś byle jaką szmatę zaprzepaściła sobie szansę na życie jak w bajce, rozumiesz?! Ucz się na moich błędach – ostatnie zdanie dodałam ciszej. – Chodź do domu, nie mam zamiaru odstawiać kolejnego cyrku na ulicy.
Chyba zrozumiała moje słowa. Nawet nie przeczyła. Ja byłam tą stateczniejszą, bardziej normalną i spokojną. To ja zawaliłam swoje życie i teraz ja płacę za swoje błędy. Nie pozwolę, by ona skończyła tak jak ja.


Siedziałem w domu  i znów rozmyślałem o Gabrieli i naszej córeczce. Nagle do salonu wparował Cesc.
- Nie umiesz pukać? – spytałem, nawet na niego nie patrząc.
- Słuchaj. Co się z tobą dzieje? Villa rozpacza za Katheriną, a tobie? Ta blondyneczka cię nie zaspokaja? – zaśmiał się ironicznie. Zapomniałem na śmierć, że muszę zakończyć z tą laleczką, nasz pseudo związek.
- Zrozumiałem jak Gabriela była dla mnie ważna, rozumiesz? I dlaczego mi nie powiedziałeś, że mam córkę?! – podniosłem się z kanapy i stanąłem naprzeciwko Cesca. Ten spojrzał na mnie przestraszony.
- Skąd wiesz? – spytał, zdziwiony tym faktem, że wiem.
- Od Gabrieli. Rozmawiałem z nią. Wszystko mi powiedziała. Tęskniłem za nią przez te dwa lata!  Chcę to wszystko naprawić, być z nią i naszym dzieckiem!
- Ale zastanów się czy jesteś na to gotowy. Podziwiam Gabi, za to, że sama zajęła się opieką nad WASZĄ córką. Nawet nie wiesz, jak mnie bolał fakt, że jest sama. Zachowałeś się jak dupek i to był dodatkowy powód dla którego ci nie powiedziałem. Drugim było to, że ona nie chciała byś wiedział. Cierpiała i to wszystko przez ciebie – dodał cicho. Zgadzałem się z nim. Wszystko co mówił, było jedną cholernie bolącą prawdą.
- Dlatego chcę to naprawić – odpowiedziałem, siadając na kanapie. Schowałem twarz w dłonie i głośno westchnąłem.
- Rób to co ci podpowiada serce, ale ostrzegam. Jak je jeszcze raz zranisz, to cię zabiję własnymi rękoma. – poklepał mnie po ramieniu. Pociecha, nie ma co.
- Nic nie zrobię co by je zraniło – odpowiedziałem  i spojrzałem na kumpla, który właśnie wychodził  z mojego domu.
- Powodzenia. I jeszcze jedno – spojrzał na mnie- Dalia Valentina.
- Co? – spytałem, nie rozumiejąc co on do mnie mówi.
- Tak się nazywa twoja córka, mózgu!


Wzięłam Dalię na spacer. Musiałam odetchnąć od tego wszystkiego co się działo przez ostatnie kilka dni. Córka spała w wózku, a ja szłam przed siebie, nie sprawdzając nawet która jest godzina. Zapomniałam jak to mi było prawie beztrosko w Hiszpanii dwa lata temu. Teraz jestem inną osobą. Dorosłą. Myślę za dwie. Robię wszystko by było dobrze nie mnie, ale mojej córce, która jest teraz dla mnie całym światem.
Usłyszałam wołanie za moimi plecami. Odwróciłam się i dojrzałam Sergia, biegnącego w moją stronę. Przystanęłam i poczekałam na niego.  Kiedy dołączył do nas, przyglądał mi się uważnie.
- Co tutaj robisz? – spytałam,  patrząc się na niego. Nic się nie zmienił.
- Szukałem cię. Daniella powiedziała mi, że spacerujesz… Chciałem się spotkać. Masz czas jutro wieczorem? – spytał, drapiąc się po głowie.
- Niestety nie. Takie są uroki macierzyństwa. Jestem matką na pełen etat – powiedziałam, patrząc  wymownie na śpiącą córkę.
- No tak… A inaczej. Czy obie macie czas jutro wieczorem? – uśmiechnął się do mnie w ten sposób, że miękły mi kolana.
Przytaknęłam. Dzisiaj byłam nad wyraz spokojna. Zdałam sobie sprawę, że niczym mi nie zawinił. To ja byłam nieodpowiedzialna.
- Umówiłabyś się ze mną? Zależy mi na tym bardzo.
____
no to mamy nowość ^^
Nie wiem co powiedzieć :D
Jakoś podoba mi się odcinek, szczególnie pierwsza część - Gabi stanowcza i groźna :D
haha, Do następnego :*