Leżałam wtulona w
poduszkę, a łzy spływały mi po policzkach. Cały dzień chciałam pokazać, że
jestem silna, ale łgałam. Nie chciałam żeby każdy się nade mną użalał, bo
płaczę z powodu Ramseya. Teraz gdy nikt nie widzi, mogę to zrobić z ulgą.
Czułam się bezsilna, czułam taką pustkę. Pustkę w sercu. Byłam z Aaronem prawie
dwa lata i naprawdę myślałam, że to ten jedyny. Jednak nie, on nie był moją
przyszłością, moim przeznaczeniem. Byłam w totalnej rozsypce. Dalej nie mogłam
w uwierzyć, ale to była ta zła prawda.
Nie mogłam spać, choć
chciałam, to nie mogłam zasnąć. Nie mogłam już leżeć. Wstałam i wytarłam łzy.
Wyszłam ze swojej sypialni i po woli zeszłam na dół. Ku mojemu zdziwieniu w
kuchni tliła się mała lampka. Stanęłam w progu i oparłam się o futrynę. Przy
stole siedziała Carolina, narzeczona mojego brata. Wbiła wzrok w stojący przed
nią kubek z herbatą, który mocno ściskała dłońmi. Cicho odchrząknęłam i dopiero
wtedy zauważyła moją obecność.
- Kathy, ty
płakałaś. – powiedziała, patrząc na mnie. Zdradziły mnie pewnie moje spuchnięte
i czerwone oczy. Usiadłam naprzeciw niej i podparłam głowę na dłoniach.
- Ty też nie możesz
spać? – zapytałam, zmieniając od razu temat.
- Myślę o jednej sprawie. Nie wiem jak
powiedzieć o czymś twojemu bratu. – westchnęła z lekkim uśmiechem pod nosem.
- Co chcesz mu
takiego powiedzieć? – zapytałam zaciekawiona.
- Ale nic mu nie
powiesz na razie? – podniosła wzrok.
- Pewnie, mów. –
uśmiechnęłam się do niej.
- Zostaniesz
ciocią. Jestem w piątym tygodniu ciąży. – odpowiedziała lekko ściszonym głosem.
- Naprawdę?! –
wstałam, podeszłam do niej i ją przytuliłam mocno. – To wspaniale! – zawołałam.
- Ale nie wiem jak
powiedzieć o tym Pedro i co najważniejsze, nie wiem jak on na to zareaguje. –
spuściła wzrok.
- Carolina,
spokojnie. – uśmiechnęłam się, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Mój brat na pewno
się ucieszy. Zawsze chciał stworzyć rodzinę, a ciebie kocha i nie ma nic do
gadania. Będzie skakał z radości. – mówiłam.
- Dziękuję Kat.
Może nie mam się czym przejmować i po prostu mu o tym powiedzieć, ale kiedy?
- Cesc zarzucił
pomysł, żeby jutro wieczorem… - spojrzałam na elektroniczny zegarek na
mikrofalówce. – Praktycznie to dziś, żeby zorganizować małą imprezkę, żeby
chłopaki zapoznali Gabrielę. Powiesz mu wtedy. – zaproponowałam.
- Będziesz trzymać
za mnie kciuki? – zapytała.
- No pewnie! –
zawołałam i znów mocno ją przytuliłam.
Gdy wstałam było
grubo po jedenastej. Powędrowałam do łazienki i wzięłam szybki prysznic.
Ubrałam na siebie jeansowe shorty i biały top z nadrukiem. Zeszłam na dół,
gdzie w kuchni słyszałam wesołe głosy mojego brata, jego lubej i mojej
przyjaciółki.
- Jest i nasz
śpioch. – zaśmiał się Pedro, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia.
- Jak się spało? –
zapytała Carlina, stawiając przede mną kubek z kawą, taką jaką zawsze pijam z
rana.
- Dzięki. –
uśmiechnęłam się do niej, wspominając nasza nocną rozmowę. – Mogę powiedzieć,
że się wyspałam.
- To dobrze. Co
dziś robimy? Oczywiście żeby się wyrobić do wieczora. – zabrał głos Pedro.
- Ja muszę zabrać
Gabi na Camp Nou! Ona nigdy tam nie była! – od razu się ożywiłam, patrząc na
przyjaciółkę. Ona się zaśmiała.
- Więc oddaję się w
wasze ręce. – podniosła dłonie w geście poddania się.
Szybko się zebraliśmy
i we czwórkę wsiedliśmy do samochodu mego brata, a później obraliśmy kierunek
na miejscowy stadion.
Gdy tylko
wkroczyliśmy na trybuny, odetchnęłam pełną piersią. Kochałam to miejsce. Zawsze
gdy tu bywałam, towarzyszyły mi niezapomniane emocje, związane z tym miejscem.
Te barwy, boisko, kibice i znakomity futbol rozgrywany na tej murawie. Po
prostu raj dla kibica, dla każdego Cule.
O osiemnastej było
już wszystko gotowe. Pierwszy pojawił się Cesc ze swoją dziewczyną Daniellą,
którą z Gabi miałyśmy okazję w końcu poznać. Następni okazali się Gerard z Leo,
a z nimi ich ciężarne partnerki, Isabel i Antonella, które promieniały. Pasował
im ten błogosławiony stan. Później już kolejno pojawiali się piłkarze, jedni
sami, a drudzy ze swoimi towarzyszkami. Gabi ciągle trzymała się mnie,
tłumacząc się, że nie zna nikogo, prócz mnie, Cesca, mojego brata i Caroliny.
Chodziłam i przedstawiałam ją każdemu. Po to wyprawiliśmy tą imprezę. W końcu
udało mi się ją zostawić Gabi w ogrodzie w niewielkiej grupce piłkarzy. Niech
się poznają. Ja wróciłam do domu, a wchodząc przez tarasowe drzwi, wpadłam na
kogoś.
- O David! –
uśmiechnęłam się. – Miło cię widzieć. – dodałam.
- Mi również. –
odwzajemnił uśmiech. – Byłem tu przedwczoraj, ale ciebie nie było. Co miałaś
takiego ważnego do załatwienia w Londynie? – zapytał, a mnie zainteresowało to,
dlaczego tym się przejął, że mnie nie było. Co miałam mu odpowiedzieć? Okłamywać
go nie będę, bo po jednym wieczorze i niewielu wymienionych słowach, co może
być dziwne, ale go polubiłam. Westchnęłam.
- Okazało się, że
mój facet mnie zdradzał. Pojechałam, by zakończyć ten związek. – powiedziałam.
Na końcu zaczął łamać mi się głos. Nie myślałam, że dalej wspomnienie tego, tak
na mnie podziała.
- Przykro mi. –
skrzywił się. – Jeżeli tak było, to ten sukinsyn nie zasługiwał na ciebie. –
podniósł do góry mój podbródek. – Uśmiechnij się i nie myśl o tym, tylko
zatańcz z mężczyzną w całkiem podobnej sytuacji. – zaśmiał się, łapiąc mnie za
rękę i ciągnąc do środka, gdzie trzech piłkarzy tańczyło ze swoimi partnerkami.
- Słyszałam właśnie
o tym, że się rozwiodłeś. – ciągnęłam, jeżeli byliśmy już przy tym temacie.
- Już się z tym pogodziłem,
że zostałem sam w domu, że Patricia puściła mnie kantem, a dziewczynki widuję
tylko raz albo dwa razy w tygodniu. – odpowiedział. – Zapewne po dziewięciu
latach małżeństwa, znudziłem się jej. – dodał, a mnie imponowało to z jaką
łatwością o tym wszystkim mówił. Może to kwestia czasu? Może po dwóch
miesiącach też będę tak mówić o moim związku z Aaronem?
Widziałam, że Villa
chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie z góry zeszli Pedro i
Carolina, trzymający się za ręce i z uśmiechami na twarzy.
- Proszę wszystkich
o uwagę! Muszę wam coś powiedzieć i podzielić się naszym szczęściem. – zawołał,
a Pique, stojący w progu z ogrodem zawołał tych, których bawili się na
zewnątrz.
- O co chodzi? –
zapytał Busquets, wchodzący za Gabrielą przez tarasowe drzwi.
- Słuchajcie! Będę
ojcem! – zawołał. Widać było, że roznosiło go szczęście i duma. Odkąd pamiętam,
zawsze chciał założyć rodzinę, mieć dzieci i być cholernie szczęśliwy. Teraz mu
się to udaje. Wszyscy zaczęli gratulować tej dwójce, ściskać i całować.
Podeszłam razem z Davidem do brata i mocno go przytuliłam.
- Gratuluję ci
braciszku! – zawołałam, mocno go ściskając i puszczając oczko do Caroliny,
stojącej obok. Pedro to zauważył i najpierw spojrzał na mnie, potem na swoją
narzeczoną i potem znów na mnie.
- Ty coś
wiedziałaś! – pogroził mi palcem, a ja zrobiłam minę niewiniątka.
- Ja? Niee! Wcale!
– mówiłam, uśmiechnięta.
- Katherina! Nic mi
nie powiedziałaś!
- Obiecałam, a z
resztą chyba dobrze, że dowiedziałeś się od matki swojego dziecka, niż od kogoś
innego, prawda? – uśmiechnęłam się.
- Dobrze mówi. –
wtrącił David. – Gratuluję stary. – uścisnęli się przyjaźnie.
- Jestem
najszczęśliwszym facetem pod słońcem. – zaśmiał się i przytulił do siebie
blondynkę.
____________________________
Jest rozdział :)
Co Wy na to, żeby dodawać rozdziały dwa razy w tygodniu, a nie raz? ;)